
THE CURE Songs Of A Lost World LP
THE CURE Songs Of A Lost World LP
DARMOWA DOSTAWA
do paczkomatu od wydanych 200 zł
ODROCZONE PŁATNOŚCI
Kup teraz, zapłać za 30 dni, jeżeli nie zwrócisz.
Ciężko zwięźle opisać takie zespoły jak The Cure, bo ich siła i wpływ na muzykę są niepodważalne. Styl, jaki wypracowali, zarówno muzycznie, jak i wizualnie, na stałe wpisał się w popkulturę, a ich albumy są kamieniami milowymi alternatywnego grania. Ale zamiast wchodzić w wikipedyjne opisy, skupię się na mojej osobistej historii z tą ekipą.
The Cure to zespół, który mniej lub bardziej towarzyszy mi od dnia, kiedy pierwszy raz usłyszałem ich muzykę. Choć z czasem nasze drogi trochę się rozeszły, to takie albumy jak „Wish” czy „Pornography” miały ogromny wpływ na moją muzyczną edukację. Moja fascynacja Robertem Smithem i jego kolegami przyszła w tym samym momencie, co miłość do Depeche Mode, Killing Joke, NIN i Bowiego. The Cure zachwyciło mnie gotyckim klimatem pełnym bólu, który jednocześnie był przesycony czymś niesamowicie romantycznym. Nikt inny nie potrafił tak idealnie oddać mojego nastroju – albo mnie koił, albo jeszcze bardziej uwypuklał to, co się we mnie kotłowało.
Moje pierwsze spotkanie z ich muzyką to historia sprzed wielu lat. Byłem dzieciakiem, kiedy o 6 rano usłyszałem „Friday I’m In Love” w telewizji, a potem – co dla mnie kluczowe – „Wrong Number”. I wtedy się zaczęło. Postać Roberta Smitha, jego wygląd, sposób, w jaki śpiewał – to wszystko mnie pochłonęło. Niedługo później obejrzałem po raz pierwszy „The Crow” z Brandonem Lee i usłyszałem „Burn”. Ten klimat po prostu mnie rozwalił.
W tamtych czasach nie miałem w domu żadnej muzyki The Cure, więc musiałem ratować się kasetami starszych znajomych. I tak wpadły w moje ręce „Kiss Me, Kiss Me, Kiss Me” oraz „Disintegration”. Od tego momentu zaczęła się prawdziwa muzyczna przygoda i gorączkowe odkładanie kieszonkowego na własną kolekcję. The Cure towarzyszyło mi w wielu momentach życia. „Friday I’m In Love” wróciło, kiedy poznałem moją dziewczynę, „Open” grało w tle, kiedy wyprowadzałem się z rodzinnego domu, a „Cold” było w słuchawkach, gdy dowiedziałem się, że zmarła moja babcia. The Cure stało się soundtrackiem mojego życia, jednym z najważniejszych zespołów, który towarzyszył mi w przełomowych chwilach.
Nie można zapomnieć o reszcie składu. Simon Gallup przez długi czas był jednym z moich ulubionych basistów, a Pearl Thompson to dla mnie ikona gitarowego brzmienia nowej fali. Niestety, odszedł z zespołu w 2010 roku, co było sporym ciosem. A co do ostatnich albumów – nie zgadzam się z opinią, że po „Bloodflowers” The Cure stracili swój vibe. Zarówno „The Cure” z 2004, jak i „4:13 Dream” z 2008 mają swoje lepsze i słabsze momenty, ale wciąż więcej tam dobrego niż złego. „4:13 Dream” to dla mnie perełka, a kawałek „It’s Over” – może kontrowersyjnie – uważam za jeden z najlepszych utworów w ich całej karierze.
To właśnie ten utwór, zamykający wspomniany album, był dla mnie swoistym pożegnaniem z The Cure. Po odejściu Thompsona i latach wydawniczej ciszy nasza relacja nieco się rozmyła. Owszem, kupowałem reedycje deluxe, zaliczyłem koncert, ale brakowało mi nowych emocji. Szczerze, nie wierzyłem, że kiedykolwiek doczekamy się nowego albumu. Kiedy zaczęły się pojawiać krótkie filmiki na ich social mediach, byłem sceptyczny. Ale kiedy ogłosili datę premiery i tytuł „Songs of a Lost World”, poczułem, jak wszystkie wspomnienia wracają. A gdy odpaliłem „Alone”, pierwsze premierowe nagranie od lat, to wiedziałem – wróciliśmy do domu.
Nowy utwór ma w sobie tę senną, nieco odrealnioną atmosferę „Disintegration”, ale też smutek znany z „Bloodflowers” i „Wish”. Brzmi to jak klasyczne The Cure, ale bez zbędnego kombinowania. Robert Smith jest w genialnej formie i słychać to w każdym dźwięku. Nie ma w tym żadnego wymuszenia – to po prostu Cure w najlepszym wydaniu. Dla mnie „Songs of a Lost World” może być jedną z najlepszych płyt tego roku. Po 16 latach ciszy zapowiada się album, który znowu będzie koić dusze fanów na całym świecie.
Marka
Kod producenta
0602468033776
Seria
Asortyment
WINYL
Stan
Nowy
Wykonawca
THE CURE
Tytuł
Songs Of A Lost World
Wytwórnia
Universal Music Polska
Format
LP
Kod EAN
00602468033776
Data premiery
01-11-2024
Gatunek muzyczny
Rock
Styl Muzyczny
Rock
Podmiot odpowiedzialny za ten produkt na terenie UE
Universal Music Group Polska Sp. z o.o.Więcej
Adres:
Czerniakowska 87aKod pocztowy: 00-718Miasto: WarszawaKraj: PolskaAdres email: universal@universalmusic.pl
Opinie o THE CURE Songs Of A Lost World LP
5.00
Liczba wystawionych opinii: 15
515
40
30
20
10
Kliknij ocenę aby filtrować opinie
5/5
Opinia potwierdzona zakupem
Warto było czekać 16 lat na nowy materiał.Doskonała płyta - druga najlepsza /zaraz po Disintegration/
Winyl gra doskonale, dynamicznie, porządne tłoczenie.
Duży minus za brak koperty antystatycznej, na winylu są "paprochy" trzeba zaraz na myjkę !!!
To są pseudooszczędności księgowych z Polydor i Sony....
5/5
Opinia potwierdzona zakupem
Długo wyczekiwana płyta zaskakuje zawartością muzyczną. To kawał dobrej muzyki. Ale…. nie wiem czy taki był zamysł artystów ale dźwięk generowany z tej płyty jest poniżej akceptowalnego poziomu i moich oczekiwań. Brzmi to jak od sąsiada zza ściany.
Napisz swoją opinię
Niepotwierdzona zakupem
Ocena: /5