METALLICA Reload 2LP
Kolejna odsłona zdrady i przejścia na komercyjną stronę mocy. Po „Load” panowie nie zatrzymali swojej lawiny liści wymierzonych w zniesmaczone twarze metalowców na całym świecie. Okazało się, że sesja albumu była tak owocna, że rok po premierze otrzymaliśmy „Reload”. Numery te powstały w tym samym czasie, więc i klimat jest podobny. Dlatego jest to w pewnym sensie kontynuacja tego, co usłyszeliśmy na poprzednim krążku i jednoczesne uzupełnienie tej historii.
Nadal jest bardziej melodyjnie, ale też mroczniej i czasami bardziej rockowo. Jednak dla wielu nadal nie było to brzmienie na miarę ikony metalu. Okładka znów jest fotografią Andresa Serrano, który tym razem przedstawił nie spermę, a krew i mocz. Ogólnie strona wizualna jak w przypadku „Load” jest mega klimatyczna i fajnie uzupełnia się z tym muzycznym kolażem. Fotografie Antona Corbijna również ciekawie uzupełniają ten projekt i uwypuklają jego mroczny niepokojący klimat.
Muzycznie natomiast jest tutaj chyba więcej ciekawszych momentów niż na poprzednim tytule. Przynajmniej mi ten rozdział leżał bardziej i częściej do niego wracam. Uważam również, że gdyby wymieszać pewne numery z jednego i drugiego tytułu otrzymalibyśmy kolejny klasyk Mety na miarę albumu z 1991 roku. Tak natomiast mamy dwa dosyć nierówne albumy.
Całość krążka rozpoczyna hit i klasyk, czyli „Fuel”. Jest to idealny numer na siłownię, bo energia w nim zawarta z automatu wypełnia nasze ciała. Ma on w sobie również bardziej metalowy pierwiastek, którego tak wielu osobom brakowało na „Load”. Kolejny, czyli „The Memory Remains” to również bezdyskusyjny klasyk. Nie wiem, czy aby na pewno udział Marianne Faithfull był w tym numerze tak bardzo potrzebny. Jej końcowy zaśpiew w tym tracku przeszedł do historii i pokazał tę ważną postać wielu słuchaczom, którzy nigdy o niej nie słyszeli.
Każdy kolejny numer jest jakby odrębnym bytem i historią. Tak jak w przypadku „Load”, są to również dosyć długie numery, które starają się tworzyć klimat, bo w tych dwóch albumach bardziej chodziło o emocje niż metalowy czad. Krążek trzyma poziom od początku do końca. Panowie schodzą czasami w psychodeliczne rejony, których nie powstydziłoby się Alice In Chains („Where The Wild Things Are”), co również fajnie uzupełnia ten album.
Najlepszym jednak numerem jest druga część „The Unforgiven”. Powiem więcej! Leży mi on znacznie bardziej niż jedynka z „The Black Album”. Kiedy panowie postanowili stworzyć trzecią część byłem bardzo podekscytowany. Jednak to, co usłyszałem na „Death Magnetic” zupełnie nie wpasowało mi się w klimat tych numerów. No, ale już trudno. Tak naprawdę na „Reload” mamy znów sporo walcowatych numerów, a niektóre riffy brzmią jakby pisał je Iommi.
Kończący krążek „Fixxxer” jest tego idealnym przykładem. Kroczący rytm potężnej sekcji, ciężki, ale melodyjny riff i James w najlepszym wydaniu. Ogólnie wokale jakie położył na tych krążkach to jedne z najlepiej zaśpiewanych przez niego numerów. Kapela pod względem technicznym była tu w znakomitej formie, co zresztą można zauważyć na koncertach promujących te albumy.Czekam na boxy z tego okresu i wydanie tych koncertów oficjalnie.
Koncerty, koncertami, ale tak jak w przypadku pierwszej części mamy tu numery, które bym niestety odrzucił. „Bad Seed” czy „Better Than Me” to takie rockowe tracki, które nie wnoszą nic, a wręcz wybijają mnie z klimatu albumu.
Nie zmienia to faktu, że po latach zarówno „Load”, jak i "Reload" siedzą mi bardzo mocno. Może to wynik tego, że podobnie jak muzykom Mety przybyło mi trochę lat, a może tego, że zrozumiałem, że metal, czy muzyka rockowa ma dużo więcej odcieni.
Tracklista:
A1 Fuel
A2 The Memory Remains
A3 Devil's Dance
A4 The Unforgiven II
B1 Better Than You
B2 Slither
B3 Carpe Diem Baby
C1 Bad Seed
C2 Where The Wild Things Are
C3 Prince Charming
D1 Low Man's Lyric
D2 Attitude
D3 Fixxxer
Metallica - płyty winylowe, płyty CD i merch
Nie będzie przesadą jeśli powiem, że Meta to najpopularniejsza i chyba największa kapela metalowa na świecie. Powstali w 1981 roku, dwa lata później wydali swój debiut "Kill' Em All", który nie tylko zachwycił fanów na całym świecie, ale też stworzył nowy gatunek – thrash metal! Następne albumy czyli "Ride The Lighting" (1984) oraz "Master Of Puppets" (1986) to już miazga totalna. Niestety w 1986 w wypadku zginął Cliff Burton (bass), czyli jeden z najbardziej innowacyjnych basistów metalowych ever. Jakby wyglądała muza Mety gdyby nadal żył?
Tego nigdy się nie dowiemy. Zespół kontynuował działalność z nowym basistą. Szeregi Mety zasilił Jason Newsted, który zadebiutował najpierw na EP "Garage Days Re-Revisited" (1987), a następnie na kultowym "And Justice For All" (1988). Do dziś dnia brzmienie basu na tym albumie, a raczej jego maksymalne wyciszenie budzi kontrowersje w środowisku fanów. Tak, czy inaczej album to kompletny majstersztyk i klasyka, która już bardziej klasyczna nie może być. Metallica nakręciła też pierwszy klip w swojej karierze (chociaż kiedyś muzycy upierali się, że nigdy tego nie zrobią) promując ten album do numeru "One". Trasa promująca album okazała się również olbrzymim sukcesem. W tym samym czasie MTV również rosło w siłe, to te czasy kiedy była tam muzyka, więc "One" rownież biło rekordy popularności. Metallica zabrała się za nagrywanie kolejnego albumu pod okiem producenta Boba Rocka. W 1991 roku wydali swój "Czarny Album" o tytule "Metallica". Zespół zaprezentował bardziej melodyjne oblicze, mamy tutaj mniej rozbudowane kompozycje. Jest to wejście Mety do świata totalnego mainstremu. Każdy singiel był hitem, trasa koncertowa biła rekordy popularności. Jej zapisem było klasyczne wydawnictwo koncertowe, czyli "Live Shit: Binge & Purge" (1993).
Zespół ściął włosy i zaczął komponować nowe numery. Ścięcie włosów dla starych fanów było symboliczne, oznaczało dla nich ugrzecznienie wyglądu oraz muzyki. Tak też się stało. Zespół wydał dwa albumy "Load" (1996) oraz "ReLoad" (1997). Łagodne, komercyjne brzmienie, czy nawet numery country. Wielu starych fanów odwróciło się od zespołu, jednak przyszło wielu nowych. Są to bardzo dobre albumy, inne ale trzymają poziom. Nastąpiła kolejna zmiana w składzie. W 2001 roku zespół opuścił Jason, będący zmęczony zespołem, oraz wiecznymi awanturami z innymi muzykami. Mimo to w 2003 roku wyszedł nowy album Metallicy, najbardziej kontrowersyjny, czyli "St. Anger".
W tym samym roku do zespołu dołączył nowy basista Robert Trujillo, jednak w studiu bass dograł Bob Rock. Robert wystąpił na dvd z próbą zespołu, na którym grają cały materiał z St. Anger. DVD było dołączone jako bonus do albumu CD. Robert zadebiutował jako pełnoprawny muzyk dopiero w 2008 na bardzo dobrym albumie "Death Magnetic". Zespół wrócił do kompozycji bardziej rozbudowanych, tak jak na "And Justice For All" jednak sporo mu brakowało do formy zespołu z tego okresu. Mimo wszystko był i jest to bardzo dobry album. W 2011 roku doszło do kolejnego kontrowersyjnego projektu Metallicy. Wspólny abum z Lou Reedem "Lulu". Kto słyszał ten wie co się tam dzieje. W tym samym roku zespół wydał też EP "Beyond Magnetic". Zawierała ona 4 nowe numery, które nie weszły na "Death Magnetic". Ich ostatni studyjny album ukazał się w 2016, a nazywa się "Hardwired...To Self Destruct". Było to podwójne, a w wersji deluxe potrójne wydawnictwo. Do każdego numeru zespół zrealizował teledysk. Album zyskał uznanie fanów i krytyków. Na chwilę obecną zespół komponuje nowe numery, oraz czeka na powrót do koncertowania ze względu na odejście Jamesa na odwyk. W tym czasie w naszym sklepie możecie uzupełnić lub uzbierać dyskografię Metallicy na płytach winylowych lub płytach cd, które posiadamy w rewelacyjnych cenach. Zapraszamy!