LINKIN PARK Papercuts 2LP BONE
Wraz ze śmiercią Chestera Linkin Park zakończyło działalność, a przynajmniej ja tak uważam. To on był najjaśniejszym punktem tego bandu i to jego wokal stał za najpotężniejszymi fragmentami ich muzy. „Papercuts” to składanka „the best of”, która skupia się na najbardziej popularnych numerach Linkin Park oraz zawiera dwa premierowe numery, o których kilka słów na koniec.
Nie będę ściemniać, że Linkin Park to dla mnie zespół wszech czasów, bo tak nie jest. Dwa pierwsze albumy kojarzą mi się z dzieciństwem i mam słabość do tych piosenek. Jeśli chodzi o dalszą karierę zespołu, to bywało bardzo różnie. Uważam, że „Minutes to Midnight” ma bardzo fajne momenty i jest to album, który nie odstaje od tych pierwszych, nazwijmy to klasycznych. Takie kosiory jak „Bleed It Out”, „What I’ve Done” czy „Valentine’s Day” to bardzo fajne numery, których nadal dobrze się słucha. Czuć było to, że Linkin Park na tym albumie chcą zerwać z nu metalem. Szli w kierunku pop rocka, czy też rocka alternatywnego i wychodziło im to naprawdę spoko.
Panowie wyznaczyli sobie nowy kierunek, na rozwój którego czekałem. Podobało mi się również to, że Chester wysuwał się na pierwszy plan, a Mike bardziej zajmował się gitarami, czy też graniem na klawiszach. Oczywiście, śpiewał na tym albumie, ale nie z takim natężeniem jak wcześniej. Byłem bardzo ciekawy jak poprowadzą to dalej, czy będą eksplorować bardziej alternatywne rejony, czy może wrócą jednak do bardziej nu metalowego brzmienia. No cóż, w całym swoim dumaniu nie wpadłbym na coś takiego jak „A Thousand Suns”.
Po trzech bardzo dobrych albumach wydali coś dziwnego i każdy kolejny krążek oddalał mnie od tego bandu. Nawet nie wiem jak to nazwać. Nie było to ani alternatywne, ani nu metalowe, czy hip hopowe. Panowie chcieli chyba tutaj stworzyć jakiś dziwny przeintelektualizowany album, który mnie nudził do bólu. Robiłem kilka podejść i nie jestem w stanie wskazać ani jednego dobrego momentu. Pewne partie wokalne Chestera są spoko, ale struktura tych numerów mnie odrzuca. Brzmi to jak rock z najbardziej komercyjnych rozgłośni radiowych, których nawet tam nikt nie chce słuchać.
Kolejny krążek, czyli „Living Things” przyniósł pewne zmiany i chyba powrót do bardziej rockowego grania. Niestety, tutaj też nie mogłem się już odnaleźć. Było lepiej, ale... Singlowy hit w postaci „Burn It Down” irytował mnie potężnie, nie wiem dlaczego, ale nie dam rady go słuchać. Nie jestem również jednym z tych, którzy chcieliby, żeby Linkin Park nagrywało kolejny raz „Hybrid Theory”, ponieważ muzyka musi iść do przodu. Nie rozumiem jednak, jak z dobrego zespołu, który serio miał ciekawe pomysły, panowie ruszyli w kierunku muzyki dla każdego i dla nikogo.
Kiedy już postawiłem krzyżyk na tym zespole, muzycy wydali „The Hunting Party”. Nie było to dzieło wybitne, ale wrócił Chester, jakiego pokochały dzieciaki wiele lat temu. Jego głos znów miał w sobie to coś. Odpalcie sobie „War” czy „Keys To The Kingdom”, gdzie zabrzmiał naprawdę spoko, a punkowy vibe tych numerów pasuje do ich muzy. Nawet kiedy grają lżej, jak chociażby w „Mark the Graves”, nadal ma to ręce i nogi, a nie czuć że stoi za tym chęć zarabiania większej ilości dolarów.
Niestety, po tym albumie panowie znów zrobili skok w bok w postaci okropnego „One More Light”. To już było totalne popowe granko z przaśnych rozgłośni. Aczkolwiek jest tam jeden zajebisty numer pod względem wokalnym (kolejny raz) Chestera. Mowa tu o „Talking To Myself”. Na temat pozostałych tracków nie chcę się wypowiadać, bo nie ma o czym gadać.
Zaginiony numer z tej sesji, czyli „Friendly Fire” znajdziemy właśnie na tej składance. Z perspektywy zaistniałych sytuacji jest w nim coś, co naprawdę chwyta za gardło i serce. Pewne fragmenty tekstu, czy sam refren naprawdę potrafią wzruszyć. Jednak wydaje mi się, że jest to bardziej gra na emocjach, a nie coś, co powala mnie od strony muzycznej. Linkin Park mimo, że od lat nie zachwycał mnie zupełnie, dla wielu osób jest kapelą kultową i tak już pozostanie. Chester natomiast był jednym z wokalistów, którego nie da się zastąpić i który odszedł zbyt wcześnie.
Tracklista
LP1:
1. Crawling
2. Faint
3. Numb/Encore
4. Papercut
5. Breaking The Habit
6. In The End
7. Bleed It Out
8. Somewhere I Belong
9. Waiting For The End
10. Castle Of Glass
LP2:
1. One More Light
2. Burn It Down
3. What I’ve Done
4. QWERTY
5. One Step Closer
6. New Divide
7. Leave Out All The Rest
8. Lost
9. Numb
10. Friendly Fire
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!