VANGELIS Blade Runner LP OST
Wielokrotnie powtarzałem, że wolę tzw. składanki niż muzykę stworzoną do filmu przez jednego artystę czy kompozytora. Dlaczego? No, jakoś lepiej mi się tego słucha. Częściej wracam do soundtracków pokroju „Lost Boys” czy „Rocky IV” niż do – chociażby – „Dunkierki” Morricone. Wiadomo, że wszystko zależy również od tego, czy jesteśmy fanami danego filmu, czy nie.
Są jednak wyjątki – soundtracki stworzone przez jedną osobę, które absolutnie łapią mnie za serce. Pamiętam, jak niedawno puszczałem znajomemu muzykę do genialnego filmu Yorgosa Lanthimosa „Biedne istoty”. Zdziwił się, jak te wszystkie dronowe „bulgoty” i przestery Jerskina Fendrixa mogą mi się podobać. Gdzie tu melodia? Gdzie coś, co można zanucić? No właśnie – mogą mi się podobać, bo jestem absolutnie zakochany w tym filmie i każdy dźwięk przypomina mi konkretne sceny.
Jednak dziś nie o dronach i nie o genialnej Emmie Stone. Przenosimy się do lat 80. i zanurzamy w świat stworzony przez Ridleya Scotta. Jego „Łowca Androidów” to bezdyskusyjny klasyk i absolutne filmowe wizjonerstwo. Pomimo że nie jestem wielkim fanem science fiction, to świat przez niego wykreowany za każdym razem zapiera mi dech w piersiach. Kiedy pierwszy raz wszedłem w to mroczne Los Angeles przyszłości – nic nie było już takie samo.
I kiedy „wybuchły” syntezatory Vangelisa – zamarłem. Te dźwięki idealnie dopełniły posępny klimat. Choć w latach 80. syntezatory były już na porządku dziennym, to Vangelis wrzucił je na zupełnie inny poziom. Jest w tym melancholia, poczucie wyobcowania, niepewność jutra. To prawdziwa sztuka, a nie tylko podkład do projektu. Co więcej – spora część tego albumu to improwizacje Vangelisa, tworzone w czasie, gdy miał kontakt z konkretnymi scenami filmu.
Warto dodać, że Vangelisowi towarzyszył tylko jeden inżynier dźwięku – Raine Shine, który odpowiadał za miksowanie. Cały proces artystyczny był po stronie kompozytora. I powiem Wam szczerze – ścieżki dźwiękowe kupuję zazwyczaj przypadkiem. Trafiam na soundtrack do filmu, który kocham, i wtedy biorę. Ale tym razem było inaczej – musiałem wrócić do tych dźwięków, tym razem bez obrazu.
I co? Zachwyciły mnie chyba jeszcze bardziej niż podczas seansu. Gdy stanąłem „oko w oko” z „Rachel’s Song”, to te dźwięki wbiły mi się w serce ze zdwojoną siłą. Uważam, że to jeden z najpiękniejszych i najbardziej klimatycznych numerów, jakie kiedykolwiek usłyszałem w całej swojej muzycznej edukacji. I tyle.
„Blade Runner” to album, którego mógłbym słuchać godzinami. Film? Rola Harrisona Forda? Genialne. A jeśli są jeszcze jacyś ludzie, którzy go nie widzieli – to ja im zwyczajnie zazdroszczę. Bo każda sekunda, każdy dźwięk w tym dziele to czysta perfekcja. Kult. Klasyk. Absolutny muzyczno-filmowy must have.
Tracklista
Main Titles
Blush Response
Wait For Me
Rachel's Song
Love Theme
One More Kiss, Dear
Blade Runner Blues
Memories Of Green
Tales Of The Future
Damask Rose
Blade Runner (End Titles)
Tears In Rain