VADER Black To The Blind LP
Nie napiszę tutaj więcej ani lepiej niż Jarek Szubrycht w książce „Wojna Totalna” (swoją drogą – polecam każdemu!) o tym kultowym zespole. Dlatego skupię się bardziej na mojej osobistej znajomości i odczuciach wobec ekipy Petera.
Vader był jednym z tych bandów, które znałem, zanim jeszcze poznałem ich muzykę. Jeśli chodzi o polskie ekipy, to obok Kata byli chyba najczęstszym gościem na koszulkach moich starszych, metalowych kolegów. Każdy z nich piał z zachwytu, jaki to potężny i ważny zespół. Miałem znać ich muzę i tyle – inaczej kop w dupę i zabrana „odznaka młodego metalowca”. No, ale łatwo nie było – kasetki Vadera kosztowały około 20 zł, a dla 11-letniego łebka była to fortuna. Pozostawało liczyć, że ktoś się zlituje i pożyczy...
Edukować się jednak trzeba było. Czytałem wszystkie wywiady z Peterem i nieodżałowanym Docentem. Wiedziałem, że Vader to nasz największy towar eksportowy – polska deathmetalowa maszyna, której płyty można było znaleźć w sklepach od Tokio po Chicago. Kiedy w końcu poznałem ich muzykę, wiedziałem już wszystko. Czy Vader zasługiwał na te zachwyty? No kur... jak najbardziej! To był idealny mix mojego ukochanego Slayera i Morbid Angel.
Pierwsze, co udało mi się zdobyć, to „The Ultimate Incantation” i „De Profundis” – absolutne nokauty! Na fali vaderowego szału rozbiłem świnkę skarbonkę i kupiłem świeżutko wydane „Litany” – do dziś jeden z moich ulubionych i najważniejszych polskich albumów metalowych. Czy zgadzam się, że to nasze „Reign in Blood”? Jeśli chodzi o intensywność i napierdalanie – zdecydowanie.
Późniejsze płyty jak „Revelations” wciąż kocham i uważam za niedoceniane. Jednak po śmierci Doca Vader zaczął powoli schodzić na drugi, a nawet trzeci plan w moich playlistach. Lubię pojedyncze numery z „The Beast” czy „Impressions in Blood”, ale to już nie było to samo. Docent był bijącym sercem tej maszyny, a internet tylko obnażył smutną prawdę: Vader to tak naprawdę projekt Petera, a nie kolektyw czterech muzyków.
Mimo to – po latach znów czuję ciekawość wobec ich muzyki. Może to przez powrót Mausera? Choć singiel „Unbending” z nadchodzącej EP-ki „Humanihility” nie porwał mnie jakoś mocno, to jednak trzymam kciuki. Zwłaszcza że Vader, kiedy grał na trzy gitary, przypominał mi te czasy, gdy byli absolutnym numerem jeden.
W oczekiwaniu na nowy materiał odświeżam sobie stare klasyki, w tym „Black To The Blind”, którego reedycja mnie ogromnie ucieszyła. To krążek, który pokazuje, o co chodzi w death metalu: zabójcze riffy i miażdżąca perkusja Doca. Jego partie to czysta poezja blastów – wystarczy odpalić „The Innermost Ambience”.
Nie można pominąć też wiecznie młodego hitu „Carnal”, który wciąż demoluje koncerty. Albo bardziej melodyjne smaczki jak „The Red Passage” czy „Distant Dream” – dowód, że Peter potrafił przemycić w tym gruzie prawdziwe melodie.
„Black To The Blind” to także pierwszy album, na którym do składu dołączył Mauser (choć nie nagrywał jeszcze gitar). Od tamtej pory był jednym z filarów zespołu. Cieszę się, że czasami znów gra pod flagą Vadera.
Oryginalnie wydany w 1997 roku album tylko potwierdził, że Vader to światowa klasa. „Black To The Blind” to drogowskaz dla death metalu na całym świecie. I choć dziś moje serce nie bije już tak mocno na każdy ich nowy numer, to szacunek do ich pozycji w historii gatunku mam niezmienny.
Tracklista:
A1. Heading For Internal Darkness
A2. The Innermost Ambience
A3. Carnal
A4. Fractal Light
A5. True Names
A6. Beast Raping
B1. Foetus God
B2. The Red Passage
B3. Distant Dream
B4. Black To The Blind
B5. Anamnesis