V/A Rocky IV (Original Motion Picture Soundtrack) LP
Seria filmów o przygodach Rocky’ego jest absolutnie kultowa. Widziałem każdą część tyle razy, że aż wstyd się przyznać. Nawet kiedy w TV lecą powtórki, a lecą na potęgę, to muszę nastawić to w tle. Mam z nim tak jak z Kevinem na święta, nic nie poradzę. Rocky i filmy z nim zryły mi beret do tego stopnia, że za każdym razem kiedy biegnę po schodach słyszę w głowie temat muzyczny z pierwszej części. Mimo, że krytycy twierdzą, że z filmu na film scenariusze Rocky’ego były coraz to gorsze, to jednak czwartą część uważam za najlepszą.
Możecie się śmiać, ale walka Balboa vs. Drago, to było coś! W szkole był to temat na wiele dni. Wiem, że dziś można uznać, że był to film nieco propagandowy, pokazujący dominację Amerykanów, którzy walczą ze złą Rosją, ale tego nie widział 7-letni dzieciak, który pierwszy raz zobaczył „Rocky IV” w telewizji. Nie widział też tego, że Rocky większość ciosów odbijał głową, ale i tak emocje były wielkie! Jednak nie tylko walki, czy żarty Rocky’ego były cudowne w tym obrazie... Muzyka, proszę państwa! Zawsze powtarzam, że wolę tego typu składanki niż orkiestrowe albumy stworzone przez danego kompozytora. Wyżej stawiam chociażby soundtrack do „Lost Boys” niż muzę ze Star Wars. Tak mam, nic nie poradzę.
Muza z jedynki to klasyk, wiem, ale soundtrack z czwórki to esencja lat 80., które uwielbiam w całej swej kiczowatości, a każdy numer tu wrzucony to dla mnie złoto i symbol dzieciństwa. Tak, soundtrack do „Rocky IV” jest kiczowaty, przaśny, pompatyczny, ale jednocześnie zajebisty. Wszystko rozpoczyna się od zespołu Survivor. Jednak nie chodzi tu o „Eye Of The Tiger”, który oczywiście też tutaj się znajduje, a o „Burning Heart”. Zamykam oczy i widzę Rocky’ego wyruszającego do Rosji w celu pomszczenia swojego przyjaciela, czyli równie kultowego Apolla. Następny w kolejce jest Cafferty i jego „Hearts On Fire”. Niezapomniane treningi Rocky’ego i Ivana właśnie kojarzą się z tym numerem!
Jednak gdybym miał wskazać swój ukochany track z tego albumu to stawiam wszystko na „No Easy Way Out” Roberta Teppera. To właśnie przy tym numerze Rocky pruł przez miasto swoim autem i wspominał odejście Creeda i jednocześnie pałał nienawiścią do Drago. Genialny numer, który jest dla mnie absolutną wizytówką tego albumu, może nawet bardziej niż „Eye Of The Tiger”. Piosenka ta stała się dla mnie jednym z najbardziej motywacyjnych numerów treningowych ever, ale też daje mi kopa w zwykły dzień. Nieważne co się dzieje, trzeba walczyć do końca jak Rocky!
Ten film, jak i pozostałe części, to nigdy nie było kino najwyższych lotów. Jednak dla mnie, i myślę że nie tylko dla mnie, filmy te pozostaną przepiękną opowieścią o przyjaźni, miłości i walce, nie tylko tej na ringu. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że Rocky był dla mnie postacią, która była jakimś substytutem ojca, który mówił mi co jest dobre, a co złe. Stallone stał się moim bohaterem, idolem i chyba jest nim do dziś. Nie ma sensu w wymienianiu każdego numeru i rozbieraniu tego albumu na części, bo wszystko to jest jedną całością.
Album ten, jak wspomniałem, motywuje mnie, wzrusza i przypomina o totalnej beztrosce. No cóż, chyba wiem co dziś poleci na treningu, na który pobiegnę przez śnieżne zaspy. Klasyk, nostalgia i absolutny kult. Brak tej płyty w kolekcji to lipa i tyle!
Tracklista:
A1 Survivor – Burning Heart
A2 John Cafferty – Heart's On Fire
A3 Kenny Loggins And Gladys Knight – Double Or Nothing
A4 Survivor – Eye Of The Tiger
A5 Vince DiCola – War
B1 James Brown – Living In America
B2 Robert Tepper – No Easy Way Out
B3 Go West – One Way Street
B4 Touch – The Sweetest Victory
B5 Vince DiCola – Training Montage