TORI AMOS Ocean To ocean 2LP
Tori Amos, czyli jedna z najbardziej rozpoznawalnych wokalistek w historii muzyki alternatywnej znów zaprasza nas w "podróż"... Jest to kobieta, bez której nie wyobrażam sobie współczesnej sceny... Inspirowała, inspiruje i będzie inspirować kolejnych wykonawców. Dzięki niej sam "poznałem" takie wokalistki jak chociażby moja ukochana Fiona Apple czy PJ Harvey. Jej głos, jej brzmienie, jej gra na fortepianie, to "coś" co potrafi nas, jako słuchaczy zarówno ukoić, czasami zmusić do przemyśleń, a nawet do łez.. "Ocean To Ocean" to jej 16 album, który miał być również powrotem do tej Tori, do tego brzmienia, które pamiętają fani z jej wczesnych albumów. Czy tak się stało? Chyba tak. Piszę "chyba", ponieważ jestem dopiero po dwóch przesłuchaniach... W 100% jednak jestem pewny tego, że jest to najlepszy album Amos od czasu "Scarlet's Walk" (2002). Uważam, że po tym wydawnictwie zaczęła się gdzieś gubić i niestety rozdrabniać na drobne. Każdy, kolejny album wstydu jej nie przynosił, nic z tych rzeczy, ale też nic nie wnosił, po za kolejną pozycją w dyskografii. Każdy album sprawdzałem i zawsze pozostawałem obojętny wobec tego co usłyszałem i z rozrzewnieniem patrzyłem w kierunku chociażby "From the Choirgirl Hotel" (1998) i powoli godziłem się z tym, że to już nie wróci. Wiem, wiem... Taka artystka jak Tori Amos nic nie musi już nic udowadniać, ale też taki artysta, artystka nie musi nic nagrywać. Wydaje mi się, że takie nagrywanie, dla samego nagrywania bardziej legendę "niszczy", niż jej pomaga. Pamiętam, że już przed wydaniem "Native Invader"(2017), czyli jej poprzedniego albumu, padały hasła, że mamy do czynienia z mega powrotem do dawnej formy. Nie zastanawiałem się nawet przez chwilę i odpaliłem ten album. Faktycznie było dużo lepiej, ale nie aż tak, abym padł na kolana. Może być to wynik przesytu muzyką ogólnie, zbyt dużych oczekiwań, czy też może chodziło o przesyt samą Tori Amos na przestrzeni lat, gdyż jej dyskografia nie należy do "najszczuplejszych". Tak czy inaczej nie wróciłem już do tej płyty, chociaż uważam, że jest bardzo ok. Teraz nie dałem się nabrać na hasła o powrotach, czy o emocjach. Odpaliłem ten album bez większych obietnic i stało się... Tori wróciła. Album jest naładowany emocjami od początku do końca. Jest to "obraz" zagubienia, samotności, smutku, czyli uczuć bardzo potęgowanych przez pandemię, która też odegrała rolę w powstawaniu tego albumu. Melancholia, swojego rodzaju zwiewność, która jest jej znakiem rozpoznawczym, wróciła, co cieszy mnie bardzo, gdyż takie niespodzianki uwielbiam.
Tracklista:
1. Addition of Light Divided
2. Speaking with Trees
3. Devil's Bane
4. Swim to New York State
5. Spies
6. Ocean to Ocean
7. Flowers Burn to Gold
8. Metal Water Wood
9. 29 Years
10. How Glass is Made
11. Birthday Baby