Yorke na przestrzeni lat stał się dla mnie symbolem przekraczania muzycznych granic i prawdziwego wizjonerstwa. Jego solowe płyty, czy poboczne projekty typu The Smile, to krążki na które czekam z wypiekami na twarzy. Zawsze znajduje tam coś dla siebie, ale też odkrywam jego "umysł" od nowa i dostrzegam nowe rozwiązania muzyczne. Kiedy dowiedziałem się o jego pracy nad muzyką do filmu "Confidenza" oczywiście byłem zachwycony. Nie dlatego, że jakoś szczególnie czekałem na ten film, ale dlatego, że znów będzie mi dane odpłynąć w muzyczną podróż z Kapitanem Thomem.
Jego debiut w tej roli mogliśmy usłyszeć w 2018 roku przy okazji filmu "Suspiria". Uważam, że stworzył tam kawał dobrej muzy, dlatego też byłem ciekaw jak tym razem ugryzie ten temat. Jestem już po kilku odsłuchach tego soundtracku i uznałem, że popełniłem pewien błąd - mianowicie wskoczyłem w te dźwięki bez zapoznania się z filmem. "Confidenza" oparty jest na bestsellerowej powieści Domenico Starnone o tym samym tytule. Opowiada on historię starszego nauczyciela z podupadłej rzymskiej szkoły, który wdaje się w romans z dawną uczennicą. No cóż, nie wytrzymałem do końca...
Thom oraz reżyser filmu, Daniele Luchetti już ze sobą współpracowali przy okazji filmu "Codice Carla" który opowiada o ikonie baletu, Carli Fracci. W tym czasie Yorke użyczył mu kilka numerów swojego bandu Atoms For Peace. Styl grania przypadł reżyserowi do gustu na tyle, że automatycznie zaproponował mu współpracę przy swoim kolejnym filmie. Thom co prawda nie zgodził się, ale powiedział, aby odezwał się kiedy projekt będzie już gotowy. No i stało się...
Muzycznie w tym wypadku Yorke zabiera nas w świat ambientowej elektroniki, neo klasyki oraz muzyki jazzowej. Nie ma tutaj alternatywnego grania w stylu Atoms. Pełno tutaj kakofonicznych wycieczek oraz ponurych, przytłaczających ambientowych fragmentów. Pomimo to nadal słyszymy, że bierze się za to gość odpowiedzialny za sukcesy Radiohead, czy The Smile. Jest w tym wszystkim jego charakterystyczny styl. Wystarczy sobie odpalić chociażby "Prize Giving". Ma to w sobie coś z brzmienia ostatnich krążków Thoma, ale jednocześnie otwiera nowe muzyczne drzwi.
Nie będę ukrywać, że najbardziej leżą mi numery śpiewane. Głos Thoma idealnie komponuje się z tymi dźwiękami i nadaje im większej głębi i emocji. "Knife Edge" oraz "Four Ways In Time" to moim zdaniem genialne kompozycje, a Yorke jak zwykle swoim głosem przenosi mnie, jako słuchacza, na inną orbitę. Słuchając tego albumu miałem również skojarzenia z "A Perfect Place" Pattona. Ten soundtrack również oscylował między jazzem, w takim gangsterskim wydaniu, a awangardowym podejściem do muzy, które Mike Patton uskutecznia od lat, jednak tak jak w przypadku Thoma moją uwagę najbardziej przykuły te śpiewane fragmenty. No cóż, widocznie jestem uzależniony od ich wokali...
Wydaje mi się również, że muza ta jest nierozerwalnym elementem całego obrazu, dlatego też muszę koniecznie sprawdzić całość. Myślę, że dopiero wtedy usłyszę pewne smaczki, które Yorke ukrył w tych dźwiękach. Zdaję sobie sprawę, że dla kogoś kto nie śledzi jego kariery będzie to zlepek dźwięków, do których raczej nie wróci. Ja jako fan jestem zadowolony, ponieważ słyszę w tej muzyce jego serce.