THE MARS VOLTA The Mars Volta LP
Powrót Mars Volty!
Nowa muzyka, nowy album, koncerty, czyli wszystko to, czego oczekiwali fani zespołu!? No nie do końca... Wszyscy ci, którzy czekali na "De-Loused in the Comatorium 2.0" prawdopodobnie w tym momencie ocierają swoje łzy. Uwielbiam tych Panów, ale nie zawsze rozumiem ich decyzje. Co to znaczy? Nie ukrywam, że powrót At The Drive-In był dla mnie totalnie bez sensu. Nie tylko, że nie widziałem w tym żadnego artystycznego błysku, ale też przez ów "reunion" rozwalili Antemasque. Temat ATDI został zakończony genialnie albumem "Relationship of Command", który stał się biblią dla kolejnych pokoleń zarówno grających, jak i tylko słuchających. Mało tego, dzięki zakończeniu ATDI otrzymaliśmy właśnie Mars Voltę, którą osobiście cenię bardziej. Volta od samego początku była dla mnie absolutnym odjazdem. Panowie nie trzymali się tam żadnych schematów, grali tak, jak im się podoba. Jednak z płyty na płytę formuła pomimo wszechstronności zaczynała się kurczyć i niestety wyczerpywać. Jak to w przypadku Omara i Cedrica zaowocowało to zakończeniem projektu i jednocześnie nową drogą artystycznego rozwoju, którą było właśnie wspomniane Antemasque. Kapela była w pewnym sensie wypadkową Volty i ATDI, tylko z punkowo-indie rockowym posmakiem. Wszystko tam siedziało! Resztę składu dopełnili Flea na basie, a za perkusją zasiadł David Elitch, więc jak widać wszystko pozostało w "marsowej" rodzinie.
Skład koncertowy zespołu jednak lekko się zmienił. Na bas wskoczył Marfred Rodriguez-Lopez, a za perkusją po pewnym czasie zasiadł Travis Barker (!). Wszystko wskazywało, że teraz się zacznie zabawa na full. Jeśli obejrzymy ich ostatnie koncerty, to kopara opada! Jednak tak jak wszystko pięknie wyglądało, tak szybko się posypało. Czy wina za niepowodzenie była powiązana ze znikomą promocją? Nie wiem, ale szkoda, bardzo szkoda. Panowie, zamiast rozwinąć serio ciekawą formułę, postanowili "otworzyć raz jeszcze znane drzwi", które powinny pozostać zamknięte. Nie chcę się wypowiadać o "in•ter a•li•a". Jest to moim zdaniem album nagrany czysto dla kasy, bazujący na wspomnieniach pewnej grupy odbiorców i tyle. Jeśli komuś to się podobało, to spoko, ja tego albumu nie uznaję, ponieważ był totalnie bez sensu z każdego punktu mojego widzenia. Wracamy jednak do volty...
Kiedy to padło info o reedycjach winylowych, wiedziałem, że coś się święci. Pomysł z reedycjami był super, ponieważ ceny znane, chociażby z discogsa, to był koszmar... Jednak w sprawie koncertów, czy czegoś w tym stylu zespół milczał. No i ok... Do czasu wystawienia rzeźby "L’ytome Hodorxí Telesterion" w czerwcu 2022, która miała oznaczać reaktywację zespołu. No dobra, stało się. Co teraz?! Panowie zaserwowali nam 3 single, które podzieliły fanów i to potężnie. Nie będę tu pisać bzdur, które wciskają nam wytwórnie, że mamy tu dojrzałe brzmienie itp. Nie, zresztą w przypadku takich muzyków, zawsze wszystko jest przemyślane i tym bardziej jest dojrzałe. Mars Volta zmieniła styl i tyle! Przynajmniej to zwiastują nam single. Jest w tym ten "latino vibe", ale uciekło gdzieś szaleństwo.
Pierwszy był "Blacklight Shine" to właśnie ten mroczny, lekko nostalgiczny latynoski klimat, który od zawsze towarzyszył Mars Volcie. Faktycznie było to ok, ale czegoś mi w tym brakowało i już nie chodzi mi nawet o ten punkowo-jazzowy jazgot. Kolejny, czyli "Graveyard Love" moim zdaniem to coś wyrwanego z dłuższej kompozycji. Spokojnie podziałby sobie na "Frances The Mute" jako część jakiejś głębszej myśli. No i na koniec ostatni z singli, chyba mój ulubiony, czysto popowy numer "Vigli". Bliżej mu do melodyki "Bitli", U2, czy Savage Garden (czy ktoś ich jeszcze pamięta?), niż do szalonej Mars Volty, ale podoba mi się bardzo!
Jaki morał wysnuwam po wysłuchaniu tych singli? Nie wiem... Wydaje mi się, że ten album to całość tak jak wspomniane "Frances". Nie będzie to jednak album, który zmieni bieg historii współczesnej muzy, ale pomimo wszystko ta reaktywacja mnie cieszy. Uważam, że Volta skończyła zbyt wcześnie, nawet jeśli lekko się miotali. Mam również nadzieję, że w przypływie tych reaktywacji i reedycji wydadzą wreszcie drugi album Antemasque "Saddle on the Atom Bomb", tylko to pewnie oznaczać będzie rozpad Volty... Ehh, no to już nie wiem!
Szymon.
Tracklista:
Side A:
1. Blacklight Shine
2. Graveyard Love
3. Shore Story
4. Blank Condolences
5. Vigil
6. Que Dios Te Maldiga Mi Corazon
7. Cerulea
Side B:
1. Flash Burns From Flashbacks
2. Palm Full Of Crux
3. No Case Gain
4. Tourmaline
5. Equus 3
6. Collapsible Shoulders
7. The Requisition