TEAM SLEEP Team Sleep 2LP
Uwielbiam Deftones i wszystko co z nimi związane. Jestem ich fanem chyba od momentu, kiedy to w MTV usłyszałem "Be Quiet and Drive (Far Away)". Nigdy nie rozumiałem też jak można ten band wrzucać do jednego worka ze wszystkimi kapelami pokroju Limp Bizkit czy Korn. Nie mam nic do tych bandów, ale nazywanie Deftones czy "Iowa" od Slipknot nu metalem brzmi trochę dziwacznie. Jednak wszystko z okresu lat 90 związanego z metalem, czy rockiem dostawało tę łatkę.
Deftones zawsze uważałem bardziej za alternatywny band, który krocząc swoimi ścieżkami potrafi również ciężko przy... zagrać, jak i stworzyć coś absolutnie pięknego. Tak jak uwielbiam każdy kolejny rozdział tego zespołu, tak samo czekam na skoki w bok ich frontmana , czyli Chino Moreno. Team Sleep to właśnie jeden z takich "skoków", który pokazał, że Moreno idealnie odnajduje się w zupełnie innej muzycznej rzeczywistości. Oryginalnie wydawnictwo to ukazało się w 2005 roku. Co prawda premiera tego krążka była często przekładana, zmieniały się koncepcje i kierunki muzyczne, pamiętam jednak, że odsłuch tego albumu bardzo mnie zdziwił, oczywiście na plus. Spodziewałem się czegoś pokroju bardziej "White Pony", a nie albumu, który zabierze mnie w podróż do brzmień alternatywnych kapel lat 90.
Pomimo mojego zdziwienia byłem totalnie rozwalony tym albumem, bardziej niż poprzednim krążkiem macierzystej formacji Chino. Pomimo iż był najbardziej rozpoznawalny z całego zestawu muzyków Team Sleep, zaśpiewał główne partie tylko w połowie zebranych tu numerów. Uważam, że dzięki temu ten album zyskał nawet większej wielowymiarowości, ale to tak na marginesie. Głównym motywem przewodnim tego albumu jest moim zdaniem dream pop i ogólnie taka odrealniona, senna atmosfera. Kiedyś nawet uważałem, że w dużym stopniu muzycy w to zamieszani inspirowali się całym konceptem "Disintegration" The Cure. Podobnie jak u ekipy Smitha stajemy się jakby częścią dziwnego snu, z którego mimo wszystko nie chcemy się wybudzić.
Już otwierająca całość, rwana "Ataraxia" ma w sobie tą dziwną przestrzeń, sensualność i pewien erotyzm z okładki tego albumu. Im dalej wchodzimy w ten album powoli odkrywamy wszystkie jego warstwy, które wciągają nas do świata Team Sleep. Jednak tak jak wspomniałem nie tylko Chino jest narratorem i głównym bohaterem tych opowieści. Powiem więcej... może numery bez Chino siedzą mi po latach najlepiej? Chociażby taki "Tomb of Liegia" z udziałem Mary Timony niesie w sobie mrok, ale i liryczność znaną z produkcji Mazzy Star. Podobnie zresztą jest z "Princeton Review" gdzie wokal Roba Crowa nasuwa nam skojarzenia z My Bloody Valentine. Zresztą każdy numer z nim nagrany to prawdziwa perełka, aczkolwiek wiem, że zdania fanów na ten temat są podzielone.
Na sporą uwagę moim zdaniem zasługują również partie perkusyjne Zacha Hilla. Tak to ten sam Pan, który od lat tworzy pokręcone bity w zespole Death Grips. Zresztą odpalcie sobie chociażby "Staring at the Queen" i usłyszycie te cudowne łamańce które Zach serwuje nam we wspomnianej formacji czy też zespole Hella.
"Team Sleep" to nie dzieło wybitne, aczkolwiek to właśnie ten projekt pokazał mi, że każdy projekt Chino jest równie emocjonujący jak Deftones. Szkoda, że na albumie nie znalazł się duet z Pattonem nad którym zespół pracował, ale nie można mieć wszystkiego. Mam również nadzieję, że Chino wraz z przyjaciółmi jeszcze kiedyś zasiądzie do tego projektu, gdyż uważam, że jest to jeszcze nie zamknięty rozdział.
Tracklist:
A1 Ataraxia
A2 Ever (Foreign Flag)
A3 Your Skull Is Red
A4 Princeton Review
A5 Blvd. Nights
B1 Delorian
B2 Our Ride To The Rectory
B3 Tomb Of Liegia
B4 Elizabeth
B5 Staring At The Queen
C1 Ever Since WWI
C2 King Diamond
C3 Live From The Stage
C4 Paris Arm
C5 11 / 11
D1 Let's Go
D2 Kool Aide
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!