SZA Sos 2LP
"SOS" to album, na który bardzo mocno czekałem. Cenię sobie twórczość SZA i śledzę jej poczynania od samego początku jej kariery. Mimo wielkich artystycznych sukcesów, doskonałych recenzji w branżowych mediach, nie wiem, co o niej myśleć. Nie ulega wszelkiej wątpliwości, że na przestrzeni lat wielokrotnie udowadniała swój talent. Seria ciekawych EPek na początku kariery, udział na "Anti" Rihanny oraz doskonały debiutancki album sprawił, że jej gwiazda rozbłysła pełnią mocy.
Wspomniany debiut, czyli "CTRL", na samym początku, nie przypadł mi szczególnie mocno do gustu. Oczywiście był to bardzo dobry album, ale w moim pierwszym odczuciu, nie aż tak, jak opisywały go recenzje. Niektórzy krytycy i słuchacze twierdzili nawet, że mamy do czynienia z żeńską wersją Franka Oceana. Zresztą sam artysta zawsze zachwalał SZA jako wokalistkę, artystkę, a prywatnie swoją przyjaciółkę. Wszystko to sprawiło, że "CTRL" stało się hitem i w pewnym sensie okrzyknięty został współczesnym klasykiem r'n'b. Numery takie jak "Drew Barrymore" czy "Love Galore" brzmiały fenomenalne i wymykały się z muzycznego szablonu, ale przy odbiorze całości, to troszeczkę mało. Kiedy myślę o współczesnych klasykach r'n'b to oczekuje czegoś, co mnie powali, czegoś na kształt "Blonde" od wspomnianego Franka, "Take Me Apart" Keleli czy "Lemonade" od Beyonce. Sukces jednak był olbrzymi. Bardzo zdziwiłem się, kiedy SZA powiedziała "pass". Może była przytoczona całym zamieszaniem, a może chciała skupić się na nowej muzie? Co jakiś czas oczywiście przypominała o sobie, czy to w mediach społecznościowych, czy też wydając "spontanicznie" single, które natychmiast zyskiwały miano "genialnych". Ok, "Good Days" z 2020 było bardzo dobre, ale czy tak przełomowe, jak pisali krytycy? I znów kłania się "syndrom Franka Oceana". Ocean również robi co chce, wypuszcza nowe nagrania tak, jak mu się podoba oraz kiedy ma na to ochotę bez oglądania się w czyjąkolwiek stronę. Dzięki temu zabiegowi SZA szybko obrosła mitem artysty kultowego, tajemniczego, na płyty którego trzeba i warto czekać. Dlatego też, kiedy padły zapowiedzi, że SZA tworzy i lada moment wyda na świat nowy album, byłem bardzo ciekawy, co z tego wyjdzie. Czy SZA postawi tutaj na totalną imprezę, pełną bangerów, czy wybierze bardziej nostalgiczno-sentymentalne granie, a może rozwinie pomysły z debiutu?
Po pierwszym odsłuchaniu "SOS" wiedziałem już, że wybrała drogę pełną emocji oraz melancholii, w której ukrywa się mnóstwo czarujących i bardzo przebojowych melodii, ale nie w nachalny, radiowy sposób. Mimo, że płyta zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, to jednak nie przebiła tego, jakie pozostawił po sobie jej debiut. Czego by nie mówić, "CTRL" było spójną całością, a nie zlepkiem różnych pomysłów, niestety nie zawsze trafionych. "SOS" od początku zapowiadano jako album, który zmieni "zasady gry", album, który stanie się wydawnictwem roku. Nie chcę powiedzieć w ten sposób, że jego zawartość jest nudna, czy przewidywalna, nic z tych rzeczy. Mamy tu mnóstwo świetnych tracków, jak chociażby tytułowy numer "SOS", który idealnie wprowadza słuchaczy w płytę i jej lekko "pościelowy" klimat. Gdybym musiał wskazać najlepsze fragmenty, to na bank kieruję się w stronę duetu z Phoebe Bridgers "Ghost In The Machine". Panie stworzyły tu pomost między indie, folkowym graniem, a nastrojowym, czasami wręcz psychodelicznym soulem. Bajka... Kolejne dwie pozycje to bardziej klasyczne, alternatywne r'n'b. Mowa tu o oszczędnym w środkach, ale genialnie zaśpiewanym "Love Language" oraz cudownym "Gone Girl". Gdyby tak brzmiał cały album, to serio sam bym krzyczał, że jest to najlepsze wydawnictwo roku 2022, bez sztucznego "hajpowania" ze strony pism muzycznych.
Jak już wspominałem, ten tytuł ma również sporo niewypałów oraz nieoszlifowanych diamentów. Moim zdaniem jedną z nieudanych kompozycji, z pewnością, jest ultra beznadziejny "rockowy" "F2F". Jeśli to była próba grania alternatywnego rocka przez SZA, to jest mi przykro, a jeśli był to muzyczny żart, to nieśmieszny. Nie przepadam też za jednym z "diamentów", a dokładnie za "Open Arms". O ile SZA czaruje swoim głosem, to udział Travisa Scotta jest totalnie bez sensu i wybija z tego lekko retro klimatu, który wokalistka tutaj stworzyła.
"SOS" nie jest jednak wołaniem o pomoc, a raczej jest to próba stworzenia nowej jakości oraz zaskoczenia słuchaczy. SZA zaprezentowała się tutaj jako dojrzała i odważna artystka. Wydaje mi, że brak spójności projektu wynika z zaangażowania w produkcję zbyt wielu osób. Słychać, że każdy z songwriterów, producentów, chciał dodać coś od siebie i za wszelką cenę stworzyć coś, czego jeszcze nie było. Gdyby rozbić zawartość albumu na dwie lub trzy EPki, zamiast wypuścić 23 utworowego "kolosa", jego odbiór byłby lepszy. Możemy się zastanawiać, ale i tak to nic nie zmieni. Recepcja albumu przez fanów i krytyków jest ogólnie pozytywna, a SZA już widnieje na plakatach największych festiwali, więc chyba się udało.
Tracklist:
SOS 1:58
Kill Bill 2:34
Seek & Destroy 3:24
Low 3:02
Love Language 3:04
Blind 2:31
Used 2:27
Snooze 3:22
Notice Me 2:41
Gone Girl 4:05
Smoking On My Ex Pack 1:24
Ghost In The Machine 3:39
F2F 3:06
Nobody Gets Me 3:01
Conceited 2:32
Special 2:39
Too Late 2:45
Far 3:01
Shirt 3:02
Open Arms 4:00
I Hate U 2:56
Good Days 4:41
Forgiveless 2:22