SOUNDGARDEN Badmotorfinger LP
Czy mieliście kiedyś tak, że odejście jakiegoś muzyka wywołało w Was olbrzymi smutek? Ja miałem. Kiedy dowiedziałem się o śmierci, jednego z moich największych młodzieńczych idoli, czyli Michaela Jacksona, byłem w szoku. Uwielbiam wszystkie jego albumy, a numery tworzyły soundtrack dzieciństwa. Natomiast zgon wyniszczonego przez narkotykowy nałóg Layne'a Staley'a, w pewnym sensie można było przewidzieć. Staley'a zaliczam do grupy tych wokalistów, w których twórczości znajdowałem wyraz swoich trudnych emocji i żalu. Stał się personifikacją mojego nastoletniego buntu oraz totalną ikoną. Jednak w newsa o śmierci Chrisa Cornella długo nie mogłem uwierzyć! Ale jak to? Jaka śmierć? Jakie samobójstwo? Przecież nie tak dawno "reaktywował" Audioslave, obecnie jest w trakcie trasy Soundgarden z Dillinger Escape Plan?! Do mojej świadomości wszystko dotarło dopiero wtedy, kiedy muzycy DEP oraz jego macierzystej formacji, przyjaciele i członkowie rodziny Chrisa, przekazali publicznie tę tragiczną wiadomość.
W moim rankingu Cornell był, i nadal jest, najlepszym wokalistą z Seattle. To właśnie jego głos usłyszymy na najlepszych grunge'owych płytach. Mam na myśli jedyny album nagrany przez supergrupę Temple Of The Dog oraz "Badmotorfinger" Soundgarden. W tekście skupię się na tym drugim tytule. Nie będę rozpisywać się o produkcji, czy historii, ponieważ w momencie, gdy pierwszy raz go słuchałem, zupełnie mnie to nie interesowało. W tamtym okresie najważniejsze były dla mnie emocje, które niosła dana muzyka, a nie muzyczne kronikarstwo oraz same nazwiska. Z albumem zetknąłem się etapie fascynacji grunge'm i poznawania klasycznych pozycji gatunku jak "Ten" od Pearl Jam, "Dirt" od Alice In Chains oraz "Nevermind" od Nirvany. Każde z tych wydawnictw, to niewyczerpalna kopalnia doznań. Łatwo można sobie wyobrazić, jakie uczucia towarzyszyły mi w trakcie słuchania.
"Badmotorfinger" zaczyna się dość niewinnie od "Rusty Cage". Pomyślałem sobie wówczas, o fajne, rockowe granie, ciekawe co nastąpi dalej? Dalej było coraz duszniej i ciężej. Taki "Salves & Bulldozers" przejechał po głowie, jak prawdziwy buldożer. Srebrny walkman, na którym słuchałem kasety z nagraniem, rozgrzewał się do czerwoności od ciężaru gitarowych riffów i głosu Cornella. Po "Jesus Christ Pose" nie wiedziałem, co się wokół dzieje, to był prawdziwy muzyczny knockout. Bardzo urzekł mnie w nim, sabbathowy ciężar przenikający się z punkowym brudem czy genialnymi, nienachalnymi melodiami łatwo zapadającymi w pamięć oraz trafiającymi przekazem prosto w serce. Skoro mowa o punku, to warto zwrócić szczególną uwagę na utwór "Face Pollution", gdzie Cornell kolejny raz pokazuje swój olbrzymi talent, a także udowadnia, że jego miejsce w gronie najlepszych wokalistów rockowych w historii, jest w pełni zasłużone.
Moimi ulubionymi fragmentami z "Badmotorfinger" są jednak siódmy oraz ósmy w kolejności numer na trackliście. Nie pamiętam nawet ile razy katowałem "Search with My Good Eye Closed" oraz "Room a Thousand Years Wide". W mojej świadomości oba nagrania stanowią, w pewnym sensie, nierozerwalną całość. Być może wynika to z ich umiejscowienia na spisie utworów. Niesamowite, z nieco psychodelicznym vibem, brzmienie gitary Kim'a Thall'a, w połączeniu z wokalem Chrisa, obezwładniło mnie i zafascynowało, już po pierwszym odsłuchu "Search". Lekko oszołomiony, podekscytowany wcześniejszym utworem, od razu, na przebudzenie, dostałem z "liścia" w twarz w postaci "Room". Mimo, że minęło ponad 20 lat, kiedy go poznałem, nadal mam gęsią skórkę, gdy słyszę tę melodię i ten tekst...
"Badmotorfinger" to przejaw czystego geniuszu oraz magii lat 90 zamkniętej w dwunastu numerach. Śmierć Chrisa w 2017 roku zakończyła działalność jednej z najważniejszych grup w mojej muzycznej edukacji, a także pozostawiła olbrzymią pustkę na scenie rockowej. Spuścizna artystyczna Soudgarden, płyty jakie po sobie pozostawili, do dziś inspirują kolejne pokolenia muzyków czy swoim poziomem deklasują wiele formacji aktywnych w tym czasie. Nigdy nie daruje sobie, że nie widziałem ich występu na żywo, ale no cóż... Teraz nie mogę doczekać się publikacji ostatnich produkcji Soundgarden, które pomimo pewnych spięć z żoną Chrisa, ujrzą jednak światło dziennie. Będzie to definitywne pożegnanie się z Artystą, który podobnie, jak Layne pisał teksty i tworzył muzykę, poruszającą moją zbuntowaną duszę.
Tracklista:
A1 Rusty Cage
A2 Outshined
A3 Slaves & Bulldozers
A4 Jesus Christ Pose
A5 Face Pollution
A6 Somewhere
B1 Searching With My Good Eye Closed
B2 Room A Thousand Years Wide
B3 Mind Riot
B4 Drawing Flies
B5 Holy Water
B6 New Damage