SADE Love Deluxe LP
Uwielbiam Sade od momentu, gdy po raz pierwszy zetknąłem się z ich muzyką. To jeden z najważniejszych zespołów w historii soul-jazzu. Sade Adu, głos i twarz grupy, to jedna z moich ulubionych wokalistek w tym gatunku. Nikt tak jak ona nie potrafi mnie oczarować swoim głosem.
Moje pierwsze zetknięcie z ich twórczością to oczywiście debiutancki i przełomowy album "Diamond Life". Było to kilka dni po tym, jak otrzymałem swój pierwszy walkman. W domowych kasetach znalazłem ten tytuł, który oczywiście wrzuciłem na odsłuch. No i cóż, odpłynąłem totalnie... Nie muszę chyba mówić, że każdy numer z tego albumu to hit. Singlowy "Smooth Operator" zna chyba każdy. Sukces tego krążka jest na swój sposób fenomenem. Dlaczego? Lata 80. w muzyce popowej to głównie syntezatory, które rozgrzewały taneczne parkiety na całym świecie. Tutaj mamy muzykę najwyższych lotów, skłaniającą się w kierunku jazzu i soulu. No cóż, magia muzyki zespołu była widocznie jaśniejsza niż blask dyskotekowej kuli lat 80. Takie numery jak "Hang On To Your Love" czy „Frankie’s First Affair” to piękno, dojrzałość i jednocześnie prawdziwy tytułowy diament. Sade miało w sobie magię i klasę, która w tym czasie zbytnio nie królowała w stacjach muzycznych.
Jednak dziś nie o debiucie Sade Adu i jej towarzyszy. Bardzo długo zastanawiałem się, który z tytułów wybrać. Każdy album w dyskografii Sade to dla mnie zupełnie inny rozdział, zupełnie inne emocje. Postanowiłem skupić się na ich czwartym albumie – "Love Deluxe". Był to album szczególny. Nie chodzi tutaj jedynie o muzykę, ale też o to, że po jego wydaniu Sade zawiesiło działalność. Moim zdaniem to jeden z najlepszych, najbardziej sensualnych, zmysłowych albumów w historii muzyki pop. Od strony brzmienia czuć tutaj, że lata 80. się skończyły. Sade ruszyło nową drogą i odkryło przed słuchaczami swoje nowe możliwości. Pojawiają się echa elektroniki, muzyki alternatywnej, trip-hopu, R&B czy też czegoś, co później nazwano neo-soulem. Ten album potrafi skruszyć najbardziej zimne serce i poruszyć duszę. Słuchając go, za każdym razem mam wrażenie, że przemierzam mrok w towarzystwie osoby nie z tego świata, która ukazuje mi różne wymiary, rodzaje miłości.
Już otwierający wszystko "No Ordinary Love" to prawdziwy geniusz. Sade Adu mówi nam tutaj o prawdziwej, wyjątkowej miłości, którą możemy w pełni poczuć, kiedy jesteśmy naprawdę zakochani. Jej genialny wokal jest idealnie uzupełniany przez mistrzowski podkład. Na pozór to minimalistyczne granie, jednak kiedy wsłuchamy się dokładnie w każdy dźwięk, usłyszymy całą paletę "barw", dzięki którym ten numer jest aż tak wyjątkowy. Szczególnie uwielbiam gitary w tym numerze, których przestery wprowadzają pewną nerwowość, niepewność – cudo!
Dalej jest równie cudownie... "Feel No Pain" to soulowe granie z najwyższej półki. Adu kolejny raz swoim wokalem hipnotyzuje mnie totalnie. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że robi to tak, jakby od niechcenia. Nie ma tutaj szalonych wycieczek po skali, nie ma popisów. W jej wokalu jest czystość i, wiem, że zabrzmi to banalnie, ale taka anielskość, która nadaje tym numerom niepowtarzalny klimat.
Przykładem tej wspomnianej boskości jest "Pearls". Numer ten to prawdziwa emocjonalna bomba, która za każdym razem rozrywa mnie na strzępy. Delikatny podkład i TEN wokal. Sposób, w jaki Adu śpiewa tekst tej piosenki, to coś niesamowitego. Końcówka tego numeru jest już jednak poza jakąkolwiek skalą... Kiedy "wykrzykuje" "Alleluja", coś we mnie pęka. Jest w tym coś uduchowionego, oczyszczającego, ale też okropnie smutnego... Szczególnie polecam koncertowe wykonanie tego numeru, które serio sprawiło, że miałem łzy w oczach. Możecie się śmiać, ale numer ten jest dla mnie jednym z najbardziej poruszających utworów w historii muzyki.
"Love Deluxe" to prawdziwe piękno i album, który zarówno potrafi podnieść nas na duchu i dodać skrzydeł, jak i zmusić do refleksji, do przykrych wspomnień na temat utraconej miłości. Pomimo że album ten towarzyszy mi w życiu od wielu, wielu lat, za każdym razem działa na mnie zupełnie inaczej. Jest w tym wszystkim magia, której serio nie da się opisać słowami. Każdy z nas, wydaje mi się, musi przeżyć to "katharsis" po swojemu. Nie wiem, czy ich nowy album kiedykolwiek się ukaże, ale mi serio brakuje jej głosu, ich nowych numerów. Sade to genialny zespół, którego wokalistka swoją wrażliwością porusza nasze zmysły tak jak nikt inny.
Tracklista:
Strona A
1. No Ordinary Love
2. Feel No Pain
3. I Couldn’t Love You More
4. Like A Tattoo
Strona B
1. Kiss Of Life
2. Cherish The Day
3. Pearls
4. Bulletproof Soul
5. Mermaid