RUSH Roll The Bones (syeor 2025) LP
Zawsze, gdy pada temat Rush, natychmiast przychodzą na myśl takie klasyki jak „2112” czy „Moving Pictures”. To oczywiście albumy genialne, które zmieniły muzyczne światy wielu ludzi. Sam zaliczam się do grona tych, którzy widzą w Rush absolutny geniusz. Od samego początku swojego istnienia udowadniali, że rock progresywny to nie tylko niekończące się solówki i ciężki klimat, który przytłacza słuchacza monumentalnym brzmieniem.
Moje uwielbienie dla ich twórczości podkreślałem już nie raz, nie dwa. Uważam, że Alex, Geddy i Neil stworzyli jedne z najważniejszych progresywnych albumów wszech czasów. Rush to prawdziwy gigant tego gatunku i nic tego nie zmieni. Dla mnie ten zespół nigdy nie nagrał słabego albumu – i tyle! Wiem, wiem, wszystko jest kwestią gustu, ale na moje ucho w ich dyskografii nie ma ani jednego przestrzelonego pomysłu.
Rozumiem, że końcówka lat 80. i początek 90. dla niektórych fanów to już lekki spadek formy. Rush zaczęło wtedy grać bardziej stadionowo, z większym naciskiem na pop-rockowe brzmienia. Ale wiesz co? Dla mnie te albumy są równie doskonałe! Może to dlatego, że nie mam wąsów do pasa, a może dlatego, że to właśnie płyty z tamtych lat były moją furtką do świata Rush.
Nie zapomnę chwili, gdy jako dzieciak przypadkiem trafiłem na album „Presto”. Sam krążek CD, bez okładki i książeczki. Zafascynowany utworami takimi jak „The Pass” czy „Scars”, w mojej głowie tworzyłem własny obraz tego zespołu. Miałem wtedy jakieś 6-7 lat i nie mogłem znieść, że tak genialna płyta leży w moim pokoju w tak niekompletnej formie. Postanowiłem więc... namalować własną okładkę. Na kartce pojawiły się czaszki, płomienie, węże i statki kosmiczne – wszystko, co kojarzyło mi się z rockiem. Jakie było moje zdziwienie, gdy po latach zobaczyłem prawdziwą okładkę „Presto” – z królikami wyskakującymi z cylindra! Byłem w szoku, bo moja wersja graficzna bardziej pasowałaby do następcy tej płyty, czyli „Roll The Bones”.
No i właśnie – „Roll The Bones”. To album, który często dostaje po uszach od fanów, ale ja go uwielbiam i bronię jak niepodległości. Rush zawsze potrafił nie tylko imponować techniką, ale też pisać melodie, które trafiają prosto w serce. Już otwierające album „Dreamline” czy „Bravado” to prawdziwe stadionowe bangery. Jasne, nie ma tu muzycznych łamańców, bliżej temu materiałowi do U2 niż klasycznego prog-rocka, ale mnie to pasuje! Ta płyta ma przestrzeń, klimat i pokazuje talent tego genialnego trio.
Panowie jeszcze bardziej eksperymentowali tu z nowinkami technologicznymi i syntezatorami. To, co dla wielu było wadą, dla mnie było pokazem ich nowej wizji i dowodem, że potrafią pisać chwytliwe kawałki bez popadania w banał. Weźmy chociażby partię solową Alexa w utworze tytułowym – czy tak brzmi gitarzysta, który nie ma pomysłu? Nie sądzę.
Nie zgadzam się też z opinią, że Rush na „Roll The Bones” poszło na łatwiznę. Utwory takie jak „Ghost of a Chance” czy „Neurotica” to esencja ich stylu, a ten pierwszy spokojnie mógłby trafić na „Signals”. Wokale Geddy'ego idealnie dawkują emocje, wciągając nas w klimat, który zespół chce przedstawić. Moim zdaniem końcówka albumu to jego najmocniejsza część. 5
Dla tych, którym brakuje szalonych rytmów Pearta, polecam „Heresy” i „Big Wheel”. To pop-rockowe, stadionowe granie, ale perkusja w tych numerach to małe dzieła sztuki – niby proste, ale pełne subtelnych „stuknięć” i „zawijasów”, które przypominają, że mamy do czynienia z wirtuozem.
Oczywiście, rozumiem, że przez lata Rush przyzwyczaił fanów do czegoś innego, dlatego te albumy spotkały się z mieszanymi reakcjami. Jednak na kolejnym „Counterparts” udało się znaleźć złoty środek między popowym zacięciem a klasycznym prog-rockiem, a starsi fani nie byli już tak surowi.
Dla mnie Rush to jedna, spójna całość, która nie przestaje mnie zachwycać. Żałuję tylko, że nigdy nie udało mi się zobaczyć ich na żywo. Śmierć Neila Pearta była potężnym ciosem i ostatecznym końcem marzeń o powrocie zespołu. Co jakiś czas pojawiają się plotki o tym, że za perkusją mógłby zasiąść Danny Carey czy Dave Grohl, ale Alex i Geddy szybko je ucinają. Na szczęście wciąż jamują razem, więc kto wie – może czeka nas jeszcze jakiś projekt, który w pewnym sensie będzie kontynuacją legendy Rush?
Na razie pozostaje nam odświeżanie ich katalogu, który nie starzeje się nawet o sekundę. Cóż, Rush to geniusze i nikt tej luki po nich nie wypełni.
Tracklista:
1 Dreamline
2 Bravado
3 Roll the Bones
4 Face Up
5 Where’s My Thing
6 Big Wheel
7 Heresy
8 Ghost of a Chance
9 Neurotica
10 You Bet Your Life