PAWEŁ LUCEWICZ Znachor LP Transparent
Netflix sprawił, że cały świat oszalał na punkcie Profesora Wilczura. Nasz „Znachor” rozkochał w sobie widzów, ale oczywiście bez dyskusji się nie obyło. Fani obrazu Hoffmana z 1981 roku bali się, że nowy Wilczur będzie się miał nijak do kultowej roli Bińczyckiego, że będzie miał tyle wspólnego z oryginałem, co netflixowy „Wiedźmin”. Po premierze okazało się, że wszystkie obawy były niepotrzebne.
Michał Gazda stworzył swoją wersję, bez zbędnej rywalizacji z pierwowzorem. Jak najbardziej umiał zbliżyć się do literackiej wersji tego dzieła i opowiedział nam tę historię od nowa, po swojemu. Widzę pewien trend w naszej kinematografii, który przyszedł zza oceanu – polega na odświeżaniu pewnych klasyków. Mamy nowego Pana Kleksa, nowych „Chłopów”, Kargula i Pawlaka, no i nowego Doktora Wilczura. Rozumiem te obawy, bo produkcje z USA nie zawsze wychodzą z tych nowych interpretacji obronną ręką. Sam na własnej skórze ostatnio poczułem ten filmowy zawód, może przedwcześnie, ale jednak. Jako wielki fan oryginalnego filmu „The Crow” z Brandonem, kiedy zobaczyłem nowego Erica Dravena, który wygląda jak emo uczestnik imprezy techno do lat 15, to trochę zapłakałem... No, ale pożyjemy zobaczymy.
Wilczur na całe szczęście był tym samym Wilczurem, a nie przerysowanym gościem, który miał podbić serca uczestników Wixapolu. „Znachor” i jego sukces jest moim zdaniem jak najbardziej uzasadniony. Jednak nie o samym obrazie będziemy tu rozmawiać, a bardziej o muzyce, która mu towarzyszy. Jeśli w tym momencie zastanawiacie się jaka tam była muzyka, to bardzo dobrze.
Muzyka filmowa to muzyka tła, przynajmniej dla mnie. Dźwięki te mają budować i podbijać nastrój filmu, a nie być jego głównym motywem. Miałem tak chociażby z muzyką Reznora do „The Social Network”. Uwielbiam Trenta, ale faktycznie nie zwróciłem uwagi na to, co tam się działo w tej warstwie. Podobnie było z muzą Pawła Lucewicza. Idealnie współgrała z obrazem. Zatapiała się w tych scenach i jednocześnie uwypuklała pewne elementy, które podświadomie chwytały nas za serca.
Gdybym miał opisać w kilku słowach jego muzę to postawiłbym na „opisowa, przepiękna i wzruszająca”. Z jednej strony czuć w tym tę ludowość, tę wieś („Sowa”, „Take Me Somewhere Else”), a z drugiej jest w tym pewien romantyzm i nostalgia („Reverie”, „The Cinema Is Coming”). Muzyka ta również balansuje na granicy pewnego mistycyzmu, co również fajnie komponuje się z tą historią. Skoro o tym mowa, to bardzo ważnym elementem tej ścieżki jest również udział dziewczyn z SVAHY. To właśnie z nimi Lucewicz stworzył trzy ludowe pieśni na potrzeby filmu. To ich głosy wprowadzają ten wspomniany mistyczny nastrój.
Cała ta ludowszczyzna i wszystko co z nią związane miesza się z lekko współczesnymi brzmieniami i produkcją, co też fajnie łączy się z nowym przedstawieniem tej historii. Muzyka do tego filmu zasługuje na uwagę i miejsce w płytotece.
Tracklista:
A1 Profesor Wilczur 1:51
A2 Wjazd Do Radoliszek 1:15
A3 Kino Przyjeżdża 0:45
A4 Sowa (feat. SVAHY) 1:23
A5 Zapatrzenie 0:55
A6 Zośka 0:45
A7 Podróż Do Dobranieckiego (feat. Noah Lucewicz) 1:33
A8 Zawieź Mnie Gdzieś Jeszcze 1:11
A9 Zapomniej O Mnie 1:49
A10 Leśniczówka 1:33
A11 Lieńska (feat. SVAHY) 1:12
A12 Co Ty, Lekarz Jakiś? 1:24
A13 Proces 1:02
A14 Konferencja 1:15
A15 Ty Jesteś Z Innego świata 1:15
A16 Kim Pani Jest? 1:55
A17 Sierotka Marysia 1:04
A18 Poszukiwanie Marysi / Areszt 2:32
B1 Wypadek Stasia (feat. Noah Lucewicz) 3:05
B2 Wypadek / Zieziula (feat. SVAHY) 3:08
B3 On Cię Kocha 2:09
B4 Operacja Marysi (feat. SVAHY) 1:49
B5 List 3:41
B6 Gdzie Leszek? 1:57
B7 Zrobi To Antoni? 2:58
B8 Marysia 2:03
B9 Finał 2:29
Kompozycje, aranżacje, produkcja: Paweł Lucewicz
Producent: Magdalena Szwedkowicz
Dyrygent: Radosław Labahua
Orkiestracje: Piotr Musiał
Nagrań dokonano w czerwcu 2023 w Studiach S2/S4 Polskiego Radia oraz w Studio Zbawiciela w Warszawie Nagranie, miks i mastering Tadeusz Mieczkowski
Organizacja i koordynacja nagrań: Patrycja Bukowska
Współpraca przy organizacji nagrań: Sylwia Gorlas, Jan Doleżyczek
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!