NICK CAVE & WARREN ELLIS Carnage LP
To jest dopiero niespodzianka! Myślę, że czasy "newsów", że zespół zaczyna nagrywać płytę i przez 3 lata dawkuje emocje związane z procesem twórczym minęły bezpowrotnie. Mamy jeszcze do czynienia ze "starą gwardią", która stara się tak budować napięcie, a następnie tłumaczy się przez kolejne lata, dlaczego z tych oczekiwań wyszedł tak beznadziejny album, no ale nie ma co dyskutować o "martwych" zespołach... Wracamy do Nicka i Warrena... Duet ten pracuje razem od wielu lat, a Panowie spotykają się przy okazji różnych projektów. Grinderman, The Bad Seeds, oraz solowe kooperacje, którymi udowodnili, że rozumieją się doskonale. Nigdy nie pozostawili niesmaku, zawsze są to albumy z najwyższej półki, które zostają z nami na dłużej. W tym momencie zaznaczę, że nie jestem psychofanem Nicka, dlatego nie podchodzę bezkrytycznie do wszystkiego co robi czy też zrobił. Czasami wydaje mi się, że Pitchforki i inne opiniotwórcze magazyny boją się napisać, że Cave nagrał coś bardzo średniego i dają tego "maxa", bo jest wielkim Artystą i tyle, nie ma co dyskutować. Jego ostatni album, czyli "Ghosteen" był dla mnie nudy do bólu, przewidywalny i rozmyty. Temat okładki w stylu 3 ligowego power metalowego zespołu też pominę. Natomiast w rozmowach ze znajomymi dowiadywałem się, że nie może tak być, bo to album The Bad Seeds, to Nick Cave człowieku, to musi być super, a jak nie jest to Twoja wina, jesteś ignorantem i tyle! No dobra... Dlatego też trochę obawiałem się tego albumu, czy będzie to kontynuacja "genialnego" poprzednika, czy zupełnie coś innego? Pełen obaw przed wyklęciem i uznaniem za wiejskiego głupka odpaliłem "Carnage"... No i zakochałem się od pierwszych dźwięków. Jest to album cudowny, klimatyczny i "kejwowy do bólu", co w tym wypadku jest czymś bardzo dobrym. Po pierwszym przesłuchaniu miałem wrażenie, że bardzo blisko mu do świetnego i potwornie wzruszającego "Skeleton Tree", który uważam, za jedno z topowych osiągnięć The Bad Seeds. Czy jest to słuszne porównanie przekonam się pewnie przy kolejnych razach, bo ten album ma wiele płaszczyzn, wiele emocji i dźwięków, które "wykluwają" się przy kolejnych odsłuchach. Jest to też typowe dla Nicka. Jego muza "dorasta" z nami, towarzyszy nam i odkrywa kolejne twarze z biegiem lat. Na "Carnage" Panowie stworzyli "zaledwie" 8 numerów, które składają się na 40 minut muzyki, jednak to wystarczyło, aby przenieść się razem z nimi do innego świata. Jak głupio i tandetnie to nie brzmi, to serio tak się stało. Cały ten syf, w którym brodzimy od roku znalazł się gdzieś obok... Nick na poprzednim albumie stracił, przynajmniej dla mnie tą "agresję", tą artystyczną witalność. Tutaj wrócił, stary kumpel, który rozumie nas, jak nikt inny. Taki numer jak "Shattered Ground" niszczy doszczętnie. Tekst, wokal, muzyka, która pomimo swojej oszczędności podkreśla emocje w nim zawarte. Tak, na chwilę obecną to mój faworyt, zresztą zatrzymałem się na nim na dłuższą chwilę "katując" powtarzanie. Idealność w czystej postaci. No nic... Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam, że "Carnage" jako całość, to w tym momencie jeden z lepszych momentów roku 2021, jeśli chodzi o muzykę. Zresztą tak jak wspominałem.... Cave i Ellis, tym razem w duecie zrobili to znów - sprawili, że świat stał się inny, chociaż na chwilę.
Tracklist:
A1 Hand Of God
A2 Old Time
A3 Carnage
A4 White Elephant
B1 Albuquerque
B2 Lavender Fields
B3 Shattered Ground
B4 Balcony Man