LITTLE SIMZ Lotus 2LP BLACK 2LP GATEFOLD
Little Simz od kilku lat uznawana jest za jedną z najlepszych raperek. Każdy jej album budzi zainteresowanie nie tylko mediów, ale przede wszystkim fanów. Pomimo swojego młodego wieku laska podbiła niejedno hip-hopowe serce. Ja zwróciłem na nią uwagę za sprawą GREY Area. Album ten kręcił się u mnie często i gęsto. Podobało mi się to, że z jednej strony hołduje starej gwardii, a z drugiej jest absolutnie w XXI wieku. Z albumu na album stało się pewne, że Simz to żeński odpowiednik Lamara i cokolwiek by nie zrobiła, jest skazana na sukces. Uważam, że zasłużenie. Z płyty na płytę, z numeru na numer Simz zostawia całą konkurencję z tyłu i to ona rozdaje karty.
Trzeba przyznać, że jest również bardzo „płodna”, jeśli chodzi o albumy. Z jednej strony to świetny ruch – każdy jej cios jest precyzyjny i buduje jej pozycję w branży. Z drugiej można przedobrzyć i zacząć wydawać płyty, które nic nie wnoszą, tylko powstają „dla zasady”. Skoro ma swoje pięć minut, to trzeba je wykorzystać. Na całe szczęście w przypadku tej artystki nie ma mowy o czymś takim. Potwierdzeniem tego było wydanie Sometimes I Might Be Introvert, a chwilę później NO THANK YOU. Pierwszy z tych albumów namieszał potężnie – z miejsca został okrzyknięty dziełem wybitnym, wręcz klasykiem. Ale Simz miała to gdzieś, że emocje jeszcze nie opadły. Zdawała się mówić: „lecimy dalej!”.
Tym posunięciem w pewnym sensie zagrała na nosie wielkim wytwórniom i całemu przemysłowi muzycznemu. Pokazała, że to ona ustala reguły gry, jest artystką, która robi to, na co ma ochotę. Jeśli masz coś ciekawego do powiedzenia, to nie należy milczeć, nawet jeśli tego oczekują wydawcy. Na swoich dwóch ostatnich albumach, wraz z producentem Inflo (znanym z SAULT), wykonała absolutne KO na słuchaczach. Były to produkcje z rozmachem, zakorzenione w soulu lat 70. Pełne bogatych brzmień, gospelowych chórów i czarnej kultury. Wszystkie te orkiestracje idealnie komponowały się z charakterystycznym flow Simz. Słychać, że z Inflo dogadywali się idealnie. Stylistyczna żonglerka i artystyczny rozstrzał pokazują, jak wielką plastycznością i wyczuciem dysponuje Simz.
A co z warstwą tekstową? Kiedy większość topowych raperek pokroju Cardi B czy Megan Thee Stallion buduje swój przekaz na liryce o potędze swojej waginy i ilości penisów, które za nią płaczą, Simz idzie w zupełnie innym kierunku. W jej tekstach są osobiste doświadczenia, refleksje na temat społeczeństwa, ról kobiet we współczesnym świecie. Zaangażowana tematyka, a nie bełkot o niczym, sprawia, że jej twórczość wyróżnia się na tle tego, czym zalewają nas dziś rozgłośnie radiowe.
Czy jej najnowszy album Lotus będzie kolejnym strzałem w dziesiątkę? Uważam, że jak najbardziej. Singlowy Flood to po prostu doskonałość. Jest w tym mrok, tajemnica, ale też kolejny krok naprzód w jej twórczości. A ten afrobeatowy podkład? Miód na moje serce. Klimatem przypomina mi trochę MY POWER Beyoncé z projektu The Lion King i późniejszego Black Is King. Nowy album Simz ma ponoć pójść jeszcze szerzej muzycznie – ma być punk, ma być jazz, ma być więcej afrobeatu. Simz znów zamierza przekraczać granice i zacierać linie oddzielające gatunki muzyczne, tworząc nową jakość, która stała się jej znakiem rozpoznawczym.
No cóż, zapowiada się jeden z najważniejszych rapowych (?) albumów tego roku – album, który pewnie kilka osób wkurzy, a część rozkocha. I bardzo dobrze, bo na tym polega sztuka!
TRACKLISTA:
A1 Thief
A2 Flood
A3 Young
A4 Only
B1 Free
B2 Peace
B3 Hollow
C1 Lion
C2 Enough
C3 Blood
D1 Lotus
D2 Loneley
D3 Blue