JUSTICE Hyperdrama 2LP
Czy można powiedzieć o nich, że to kultowy duet? Nie wiem sam. Zazwyczaj kiedy myślimy o legendzie french housowej muzy, to widzimy dwóch panów w hełmach. Justice było od samego początku swojej muzycznej drogi gdzieś w ich tle i niestety nie mogli uniknąć porównań z nimi. Jednak bez wątpienia Gaspard Augé oraz Xavier de Rosnay przez lata wypracowali swój styl i pozyskali szerokie grono słuchaczy. Cechą charakterystyczną duetu był nie tylko wielki krzyż, który jest stałym elementem ich scenografii, ale też to, że oprócz typowego francuskiego brzmienia korzystali również z inspiracji zakorzenionych w muzyce rockowej czy funkowej.
Początki ich drogi to rok 2003 i stworzenie remiksu do „Never Be Alone” z repertuaru zespołu Simian. Słuchacze docenili ich specyficzne brzmienie, co sprawiło, że duet pozyskiwał coraz więcej odbiorców. Jednak stworzyć remiks, a napisać coś własnego to zupełnie dwie różne sprawy. Kiedy w 2007 roku ukazał się album „†” (Cross) można powiedzieć, że nastąpił wybuch. Jeden z singli promujących to wydawnictwo i ich prywatny tribute dla Michaela Jacksona, czyli „D.A.N.C.E.” okazał się mega hitem. Szczyty list przebojów i parkiety rozpalone do czerwoności – to właśnie zasługa tego numeru.
Szczerze to podobało mi się to bardziej niż brzmienie Daft Punk. Było bardziej pomysłowe i bardziej plastyczne. Daft Punk było dla mnie monotonne i przewidywalne, chociaż faktycznie początki mieli wielkie. Natomiast Justice potrafili przywalić tymi przesterami, ale też stworzyć linię melodyczną, która z automatu zmuszała do tańca.
Weźmy chociażby taki „DVNO”, którego pulsacja sprawia, że zaczynamy się poruszać w rytm tego numeru. Krytycy byli podobnego zdania jak fani duetu. Widzieli w nich nową siłę i nową jakość francuskiej sceny elektronicznej. Sam w to wierzyłem. Miałem z nimi tak jak z Pendulum i ich „Hold Your Colour”, które swoją drogą katowałem na zmianę z „†”. Jednak dobry początek nie oznacza, że kolejne płyty będą równie doskonałe, czego swoją drogą idealnym przykładem jest Pendulum.
Dwa kolejne krążki Justice, czyli „Audio, Video, Disco” (2011) oraz „Woman” (2016) już tak nie zachwycały. Były bardzo przewidywalne i bardziej komercyjne. Ta muzyka nie była tak szalona. Wydawało mi się, że panowie posługiwali się pewnym szablonem, który powstał na pierwszym albumie. Natomiast album „Woman Worldwide” z 2018 roku wypełniony remiksami ważniejszych numerów Justice stworzonymi przez samych twórców był bardzo w porządku. Nie wiem, czy jest to ich najlepszy krążek, jak twierdzą niektórzy fani, ale faktycznie nawet słabsze tracki zabrzmiały tu świetnie. Tak czy inaczej Justice miało ostatnio pewną przerwę wydawniczą. Wydaje mi się, że panowie zbierali siły i pomysły na kolejny album.
Single zapowiadające album, który nosi nazwę „Hyperdrama” sugerują, że naprawdę warto było czekać. Naprawdę podoba mi się ich podejście do r’n’b w numerze „Saturnine” z gościnnym udziałem Miguela, który jest jednym z ciekawszych wokalistów na tej scenie, ale niestety bardzo pomijanym. Również bardzo ciekawie wypada Tame Impala w „One Night/All Night”. Nie przepadam za brzmieniem Kevina, ale tutaj panowie przerzucili nas w wir lat 80. i to w najlepszym wydaniu. Z jednej strony jest w tym dobra zabawa, a z drugiej niepokój znany chociażby z muzyki do filmu „Halloween”.
Moim faworytem jest „Incognito”. Przestrzeń i energia zamknięta w tych syntezatorach jest niesamowita. Jest to również ten Justice z pierwszej płyty, czyli dla mnie w najlepszym wydaniu. Mam nadzieję, że „Hyperdrama” stanie się ścieżką dźwiękową wielu szalonych imprez, ale też dostarczy nam niezapomnianych doznań muzycznych, bo jak słychać, Justice znów są na fali!
Tracklist:
1. Neverender With Tame Impala
2. Generator
3. Afterimage With RIMON
4. One Night/All Night With Tame Impala
5. Dear Alan
6. Incognito
7. Mannequin Love With The Flints
8. Moonlight Rendez-Vous
9. Explorer With Conan Mockasin
10. Muscle Memory
11. Harpy Dream
12. Saturnine
13. The End With Thundercat