JULIE CHRISTMAS Ridiculous and Full of Blood LP
Czekałem na ten album z niecierpliwością. Julie Christmas to artystka, którą uwielbiam od momentu, gdy usłyszałem Made Out Of Babies. Ich albumy to dla mnie prawdziwa petarda, z „The Ruiner” na czele – brudne, melodyjne granie, które łączyło klimat Neurosis z bardziej przystępnym, lecz wciąż surowym brzmieniem. Ale to głos Julie nadawał tej muzyce wyjątkowy charakter – surowy, wściekły, a jednocześnie dziecinnie naiwny, z odrobiną psychodelii. Brzmiała jak ktoś, kto z uśmiechem poda ci filiżankę herbaty, by chwilę później wyciągnąć nóż. Ta sprzeczność to właśnie jej siła.
Po Made Out Of Babies wsiąknąłem w Battle of Mice, które za pomocą jedynego albumu, „A Day of Nights”, stworzyło coś, co wywołuje ciarki. Ta płyta to emocjonalny czyściec, w którym tkwisz, mimo że każde przesłuchanie rozrywa cię na strzępy. Julie hipnotyzuje wokalem, a jej krzyk i melodia tworzą przerażający, ale fascynujący pejzaż dźwięków. Kolejny przystanek to Spylacopa – projekt z udziałem muzyków Isis i Grega Puciato z Dillinger Escape Plan. Choć Julie była tam obecna, żałowałem, że jej wkład był ograniczony do jednej EP-ki.
Po tych doświadczeniach jej solowy debiut, „The Bad Wife”, był dla mnie czymś w rodzaju bezpiecznego, choć mocnego grania. Znalazły się na nim bardzo dobre utwory, jak "Bow" czy "Headless Hawks", ale brakowało tej surowej energii i szaleństwa, które wcześniej wwiercały się w mózg. Dopiero „Mariner”, kolaboracja z Cult of Luna, przywróciła mi nadzieję. To była po prostu muzyczna poezja – monumentalna, pełna melancholii i mroku. Julie i Cult of Luna stworzyli coś niesamowitego, co do dziś regularnie wraca do mojej playlisty.
I tak dochodzimy do „Ridiculous And Full Of Blood”, które moim zdaniem jest jednym z najlepszych albumów tego roku. Julie potrzebowała 14 lat, by wrócić z nowym materiałem, ale warto było czekać. W przeciwieństwie do „The Bad Wife”, ten krążek jest pełen eksperymentów i niespodzianek. Julie balansuje między chaosowym brzmieniem Made Out Of Babies, mrokiem Battle of Mice, a pięknem i głębią „Mariner”. Współpraca z Johannesem Perssonem z Cult of Luna, który dorzucił gitary i wokale do dwóch utworów, "End of the World" i "The Lighthouse", dodaje płycie jeszcze więcej mocy. Momentami czuję się, jakbym słuchał zaginionych numerów z „Mariner”.
Julie błyszczy tutaj jak nigdy – jej głos jest potężny i wszechstronny, od surowego krzyku po delikatne, niemal anielskie frazy. Utwory takie jak "The Skin", "Blast" czy "Supernatural" pokazują, jak sprawnie potrafi operować klimatem i napięciem. A okładka? Znowu pojawia się ta postać z ukrytym za plecami nożem, przypominając, że Julie to artystka, której estetyka jest niepokojąca i fascynująca zarazem.
Jeśli chcecie zobaczyć, jak Julie sprawdza się na żywo, polecam jej koncert z Hellfestu – to prawdziwy pokaz tego, jak świetną jest frontmanką. „Ridiculous And Full Of Blood” to album, który naprawdę wnosi coś nowego do współczesnej muzyki. Nawet jeśli to nie Wasze klimaty, warto spróbować – Julie Christmas to artystka z wizją, której nie można zignorować.
Tracklista:
A1 Not Enough
A2 Supernatural
A3 The Ash
A4 Thin Skin
A5 End Of The World
B1 Silver Dollars
B2 Kids
B3 The Lighthouse
B4 Blast
B5 Seven Days