JOY DIVISION Unknown Pleasures LP
Wydaje mi się, że pewnym momencie Joy Division było wszędzie. Koszulki, zdjęcia, katowane do bólu „Love Will Tear Us Apart”... Nie wiem czy to zasługa mistrzowskiego filmu „Control” opowiadającego o Joy Division i życiu Iana Curtisa. Oczywiście ma to swoje plusy, bo im więcej dobrej muzy w mediach, tym lepiej.
Joy Division to bez wątpienia ikona i zespół genialny. Czasami śmieję się, że tak doskonały zespół powstał po koncercie przegadanego i rozdmuchanego Sex Pistols, na którym bawili się Bernard Sumner oraz Peter Hook. „Unknown Pleasures” to pełny debiut Joy Division i jednocześnie jeden z najważniejszych rockowych krążków w historii muzyki. Brzmienie jakie ukręcił im Martin Hannett to strzał w dziesiątkę. Panowie na początku chcieli brzmieć bardziej punkowo, chaotycznie, ale studyjne wymogi zmieniły ich nastawienie. Wszystko brzmi selektywnie, ale nie zostało to obdarte z tej rockowej surowości, o którą chodziło muzykom.
Było to granie trochę inne od tego, które można było usłyszeć na debiutanckiej EPce „An Ideal For Living”. Pojawiły się klawisze, na pierwszy plan wyszła gitara basowa i perkusja. Nie ulega wątpliwości, że pewne artystyczne zmiany wynikały z ingerencji Curtisa. Ian był buntownikiem, ale z trochę innego świata. Jego wokal i osobowość stały się bardzo ważnym elementem Joy Division. Jego pomysły przeniosły granie chłopaków na zupełnie inny poziom. W jego głosie czuć było miłość do Doorsów czy Bowiego, ale też mrok i cierpienie, które skrywała dusza Iana. Muzyka zawarta na tym krążku była idealnym uzupełnieniem wspomnianego mroku. Gotycki, zimny, posępny klimat jeszcze bardziej uwypuklał depresyjny sznyt ich sztuki, co razem tworzyło genialny efekt.
Taki numer jak chociażby „Day Of The Lords” to idealny przykład tego o czym piszę. Ian w hipnotyczny sposób opowiada nam historię, która płynie pośród lekko transowych dźwięków kapeli. Pierwszy raz kiedy go usłyszałem miałem wrażenie, że wraz z Curtisem przechadzam się nocą mrocznymi ulicami Manchesteru, a on przy papierosie opowiada to wszystko tylko i wyłącznie mi. Jest to zresztą mój numer jeden tego krążka od momentu kiedy go usłyszałem. Takich intymno-mrocznych momentów jest tu oczywiście więcej...
„Wilderness” czy „I Remember Nothing” to kawałki z których płynie niepokój i pustka rozdzierająca duszę, ale też piękno od którego nie można się oderwać. Największym hitem natomiast wydaje mi się być „She’s Lost Control”. Jest to również numer, który obok „Interzone” ma w sobie najwięcej punk rocka, dzięki któremu Joy Division powstało. Zadziorność gitar Sumnera w tych numerach to coś pięknego. Brud zawarty w tych przesterach narasta wraz z emocjami ukrytymi w tekstach Iana. Curtis był dla mnie Morrisonem lat 80., który nie mógł odnaleźć się w swoich realiach. Podobnie jak Jim, szukał swojego miejsca i spokoju, który pozwoliłby mu uspokoić skołatane serce. Niestety, choroba i problemy osobiste doprowadziły do jego samobójstwa w 1980 roku.
Mimo, że osobiście chyba jestem bardziej fanem późniejszego projektu muzyków Joy Division, czyli New Order, to nie wyobrażam sobie post punkowego grania bez Iana i Joy. „Unknown Pleasures” oraz „Closer” to muzyczne perły, geniusz i absolutny kult!
Tracklista:
Outside
A1 Disorder
A2 Day Of The Lords
A3 Candidate
A4 Insight
A5 New Dawn Fades
Inside
B1 She's Lost Control
B2 Shadowplay
B3 Wilderness
B4 Interzone
B5 I Remember Nothing