JANELLE MONAE The Electric Lady 2LP
Mam z Janelle Monáe ostatnio wielki problem. Uważam, że jest potwornie zdolna, pomysłowa i ma taki wokal, że klękajcie narody. Jednak coś mi od dłuższego czasu nie pasuje w całościowym odbiorze jej muzy. Mam wrażenie, że Janelle przy całym swoim talencie muzycznym stała się w pewnym sensie nienaturalna lub, może bardziej, mało wiarygodna. Jej płyty, cała otoczka ma w sobie za dużo aktorskiej kreacji.
Jako wielki miłośnik r'n'b śledzę jej poczynania od samego początku. Jej debiutancka EPka „Metropolis, Suite I: The Chase” faktycznie była powiewem świeżości. Janelle była jakby żeńskim odpowiednikiem Prince’a, a przynajmniej tak była zapowiadana. Sporo w tym racji. Idealnie mieszała rockowe klimaty z funkiem, czy szeroko pojętym popem, soulem, wręcz z musicalowym rozmachem i totalnym artystycznym szaleństwem. Panowała tam muzyczna anarchia, ale też z drugiej strony wszystko było dopięte na ostatni guzik. Mieliśmy szaleństwo w stylu „Violet Stars Happy Hunting!”, ale też odwoływanie się do tradycji, do ikon muzyki soul w postaci „Sincerely, Jane.” Po bardzo ciepłym przyjęciu tego materiału wydała LP „The ArchAndroid”. Wow i jeszcze raz wow. Pomijając okładkę, która nie do końca jest w moim guście, podobnie jak grafika EPki, to muzycznie... miód. Już sam początek krążka to coś cudownego. „Dance of Die” idealnie wprowadza nas w futurystyczny świat stworzony przez Janelle. Bawi się klimatami i robi to, na co ma ochotę. Ten album manifestuje wolność oraz totalny brak muzycznych granic. Ulubione fragmenty? „Cold War” z drum’n’bassowym rytmem i genialną orkiestracją oraz swingujący „Come Alive (War Of the Roses)”.
Janelle Monáe rozniosła tymi wydawnictwami współczesną scenę alternatywnego r'n'b. Jednak w moim prywatnym rankingu jej opus magnum to właśnie „The Electric Lady”. Moim zdaniem jest numerem jeden w jej dyskografii. Pewnie fanatycy Janelle kręcą głową z niedowierzaniem. Okładka i tytuł to nawiązanie do Hendrixa, wiadomo, a początek tej płyty bardzo kojarzy się z klimatem z filmów z Jamesem Bondem. Jednak „Suite IV: Electric Overture” zupełnie nie zapowiadała tego co się wydarzyło później. Trzy pierwsze numery zmiatają wszystko, co stanie na ich drodze. „Givin Em What They Love” z udziałem wspomnianego już Prince’a to coś wspaniałego. Wszystko tu pasuje idealnie: wokal Monáe, prosty, ale wkręcający się riff Prince’a i ten groove! Prince jest jakby tłem dla Janelle, ale jego styl jest tak charakterystyczny, że można łatwo poznać kto gości na tym tracku. Był Prince, więc czas na tytułową królową, czyli Erykah Badu. Artystki mistrzowsko odnalazły się w tym utworze. Radość i moc jaka płynie z tego nagrania stawia na nogi szybciej niż kawa. Trzeci duet w kolejności i jednocześnie numer tytułowy został wykonany z Solange. Młodsza siostra Beyoncé to wokalistka totalna z genialnym wyczuciem, co potwierdza również ten numer. Muzycznie jest to podróż do końca lat 90. i wykonawców w stylu Destiny’s Child, więc jestem kupiony z miejsca. Swoją drogą do pełni szczęścia na tym krążku brakuje tylko i wyłącznie duetu z rzeczoną Beyoncé, ale nie można mieć wszystkiego.
"Ghetto Woman" to taki strzał, że nie mam pytań i na tym zakończę! W sumie tak naprawdę na tym albumie moja znajomość z Janelle się kończy. Jej późniejsze dokonania nie miały takiej siły przebicia. „Dirty Computer” miało dobre momenty, ale nie były na tyle mocne, żebym cokolwiek zapamiętał z tego krążka. Na temat nowego albumu „The Age of Pleasure” nie mam za wiele do powiedzenia. Janelle w temacie tego albumu cały czas mówi o swoich cyckach i wolności i byłoby to spoko, gdyby szła z tym w parze naprawdę dobra muza, która kiedyś była wyznacznikiem wolności zarówno seksualnej, jak i muzycznej. Nie zmienia to jednak faktu, że „The Electric Lady” to muzyczny sztos, który powinien znaleźć się na każdej półce z płytami.
Tracklist:
LP1
1. Suite IV Electric Overture
2. Givin Em What They Love (feat. Prince)
3. Q.U.E.E.N. (feat. Erykah Badu)
4. Electric Lady (feat. Solange)
5. Good Morning Midnight (Interlude)
6. Primetime (feat. Miguel)
7. We Were Rock & Roll
8. The Chrome Shoppe (Interlude)
9. Dance Apocalyptic
10. Look Into My Eyes
LP2
1. Suite V Electric Overture
2. It's Code
3. Ghetto Woman
4. Our Favorite Fugitive (Interlude)
5. Victory
6. Can't Live Without Your Love
7. Sally Ride
8. Dorothy Dandridge Eyes (feat. Esperanza Spalding)
9. What An Experience
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!