JACK WHITE No Name LP Marble Blue
Bardzo lubię początki The White Stripes, a niektóre numery wręcz uwielbiam. Zauroczył mnie ten punkowo-garażowy brud i energia, która ukrywała się w tych dźwiękach. Czułem tam szacunek do klasyki rocka, punka, ale też pomysłowość i odświeżenie tego co już znam. Zawsze uważałem, że tak jak scena grunge'owa zabiła cały pudel metalowy świat, tak Jack i Meg obalili nu-metal. Podobnie było z jego "pobocznymi kapelami" jak Dead Weather oraz The Raconteurs, które dawały mi nadzieję, że rock jeszcze nie umarł.
Z czasem jednak niestety zaczęliśmy tracić "łączność". Zarówno jeśli chodzi o solówki jak i nagrywki zespołowe. Nie mogłem przebrnąć przez "Boarding House Reach" i te numery w których White czasami chciał udowodnić, że jest wizjonerem na miarę Zappy. Dla mnie brzmiało to bardziej jak melodyjki z teleturnieju, wymieszane z pseudo-awangardo rockowym brzmieniem, niż album, który może zmienić historię muzyki. Dwa kolejne strzały z 2022 roku, czyli "Fear of the Dawn" oraz "Entering Heaven Alive" również mi nie podeszły. Nie było to złe, ale jak dla mnie zbyt przewidywalne. Wydawało mi się, że Jack odszedł w kierunku bardziej festiwalowego grania dla rockmanów rodem z drogich festiwali, a nie powrócił do grania za które go pokochaliśmy. Było mi trochę szkoda, gdyż serio "Blunderbuss" czy "Lazaretto" kręciły się w moim odtwarzaczu często i gęsto i naprawdę leżało mi to granie, czego niestety nie mogę powiedzieć o pozostałych solowych dokonaniach Jacka.
Nowego albumu Jacka nie spodziewał się chyba nikt, a już ja na pewno nie spodziewałem się, że "No Name" to będzie taki cios! No trochę się wygadałem... Jest to najlepszy album Jacka W. od wielu, wielu lat i jednocześnie najlepsza solowa pozycja tego artysty. Jacek wrócił do korzeni i to na pełnej... Zrobił to też w swoim stylu, czyli w sposób... nietypowy. W połowie lipca w sklepach Third Man w Detroit, Londynie i Nashville klienci otrzymywali do zamówień za darmo niepodpisaną płytę winylową. Na etykiecie widniały jedynie słowa „No Name”, a płyta zawierała 13 niepodpisanych utworów. Bez żadnej promocji, bez singli, bez wywiadów po prostu wydał muzę, która nie bierze jeńców.
Już początek albumy w postaci "Old Scratch Blues" to obłęd. Mocny gitarowy riff, potężne, oldschoolowe bębny i Jack ze wściekłością w głosie przekazujący nam kolejne linijki. Jakie to jest zajebiste! Ktoś może powiedzieć, że nie jest to oryginalne, że Zeppelini, że Stonesi. Spoko, to prawda, ale Jack podaje to w taki sposób, że powracają wspomnienia z pierwszego spotkania z The White Stripes. Jest w tym pewna prostota, ale jednocześnie magia prawdziwego rockowego grania, a nie pitolenia pod rozgłośnie radiowe. Jack zrobił to o co modlili się wszyscy fani, którzy tęsknili za jego bardziej garażowym obliczem. Mam wrażenie, że brak promocji i wydanie tego albumu to taki pstryczek w nos dla ludzi, którzy podobnie jak ja marudzili nad ostatnim wydawnictwami. White od niechcenia serwuje nam album, który ma w sobie prawdziwy ogień. Udowadnia tym również, że robi to co mu się podoba. Odpalcie sobie chociażby "Bombing Out" lub "Missionary", no ja pier... Punk blues w najlepszym wydaniu, który spokojnie odnalazłby się na którejś płycie The White Stripes z początków lat 2000. No i ta solówka, która bez nawałnicy dźwięków rozrywa nas na strzępy. Każdy numer to też kopalnia kapitalnych riffów, które niosą nas od początku do końca danego numeru. "What's The Rumpus?" czy "Tonight (Was A Long Time Ago)" to na chwilę obecną moi faworyci w tej kategorii.
Wokal Jacka brzmi na tym krążku tak, jakby znów miał 30 lat. Jest w nim jadowitość, taka świeżość i młodzieńcza werwa. Oczywiście naleciałości Roberta Planta dalej są słyszalne potężnie, ale White nigdy nie krył, że jest fanboyem Led Zeppelin. Brzmienia tego ikonicznego zespołu są słyszalne tutaj często i gęsto, ale nie przeszkadza mi to zupełnie, jeśli wynikiem tego jest chociażby taka genialność jak "Terminal Archenemy Ending". Przyznam się Wam, że piszę te słowa świeżo po przesłuchaniu "No Name" wiec tekst ten, czy moje myśli mogą być trochę rwane, ale przynajmniej sami widzicie jak ta muza na mnie działa i jakie budzi emocje. Nie spodziewałem się, że Jack jeszcze mnie zaskoczy, jeszcze raz sprawi, że będę skakać po pokoju w rytm jego muzy, a tu proszę. White nie wymyśla koła na nowo, nie chce przekraczać jakichś muzycznych barier, on po prostu gra prosto z serca i to słychać. Doskonały album i tyle, bo serio nie da się określić tej muzy inaczej, a przeklinać też zbytnio nie można na forum publicznym.
Na chwilę obecną "No Name" to najlepsze co przytrafiło się muzyce rockowej w 2024 roku, a Jack to ikona tej muzyki i w tym momencie udowodnił to potężnie. Przesłuchajcie ten album koniecznie, bo serio udowadnia on, że muza rockowa nadal ma się dobrze.
Wydanie na niebieskim, marmurkowym winylu.
Tracklista:
Strona A
1. Old Scratch Blues
2. Bless Yourself
3. That's How I'm Feeling
4. It's Rough On Rats (If You're Asking)
5. Archbishop Harold Holmes
6. Bombing Out
7. What's The Rumpus?
Strona B
1. Tonight (Was A Long Time Ago)
2. Underground
3. Number One With A Bullet
4. Morning At Midnight
5. Missionary
6. Terminal Archenemy Endling
Kolorowe płyty winylowe cieszą oko każdego melomana, który lubi mieć coś specjalnego w swojej kolekcji winyli. Są to zazwyczaj limitowane wydawnictwa, które są ściśle ograniczone pod względem ilości. Skutkuje to w późniejszym czasie wzrostem wartości danej płyty i wówczas dane wydawnictwo staje się elementem poszukiwań zbieraczy płyt. Różnorodność w kwestii koloru płyty winylowej jest nieograniczona - płyta może zostać wytłoczona w jednym bądź wielu kolorach, może również posiadać swoistego rodzaju specjalnie wytworzone plamki tzw. splattery. Istnieją również płyty, na których zostały wytłoczone rysunki - takie wydawnictwa nazywa się picture disc (PD). Zachęcamy do zapoznania się z naszą ofertą kolorowych płyt winylowych i limitowanych wydań winyli, gdyż w przyszłości mogą się one okazać się udaną inwestycją!