EXTREME Six 2LP
Extreme powraca! Na ile ten powrót był wyczekiwany? Czy ktoś jeszcze pamięta takie hity zespołu jak "More Than Words" czy "Play With Me"? Czy współczesnych słuchaczy jeszcze ruszają takie klimaty? Ostatnio, miałem okazję rozmawiać z młodym fanem rockowego grania, który na takie pytanie odpowiedział mi: "o tak znam, to ci faceci od "Uhh Baby it's a Wild World"?". No właśnie... Na szczęście ja zaliczam się do tej grupy odbiorców, która zna twórczość tej amerykańskiej kapeli i darzy wielkim szacunkiem kompozytorski duet Cherone - Bettencourt.
Extreme nigdy nie kojarzyło mi się zespołami znanymi z jednej, pięknej balladki, a bardziej z dobrym funk czy hardrockowym bandem. W pewnym momencie widziałem w nich nawet Van Halen 2.0. Wynikało to z tego, że w grze Nuno Bettencourta, jednego z najlepszych gitarzystów przełomu lat 80 i 90, słychać było znaczące wpływy Eddiego... Dlatego też nie zdziwiło mnie to, gdy Gary Cherone pojawił się za mikrofonem w VH. Może nie brzmiał jak Roth czy Hagar, ale nagrany z jego udziałem album "Van Halen III" reprezentował przyzwoity poziom. Nie zmienia to jednak faktu, że Extreme zakończyło swoją działalność będąc u szczytu popularności. Kiedy na początku odszedł Nuno, a po chwili cały zespół legł w gruzach, rockowy świat przecierał oczy ze zdumienia. Jak to? Przecież tak dobrze im szło! Panowie mieli inną wizję i postanowili spróbować sił na własną rękę.
Pierwszy album Bettencourta "Schizophonic" zyskał dobre oceny. Co prawda okładka wydała mi się ciekawsza od samej muzyki, ale ok... Gary, tak jak wspominałem wcześniej, udzielał się w Van Halen, w którym wypadł dobrze, ale dla fanatyków wcześniejszych wydawnictw zespołu, już niekoniecznie. Warto zaznaczyć, że po opuszczeniu VH, Cherone do spółki z Patem Badger'em i Mike'em Manginim założył nowy band. Mowa tutaj o Tribe of Judah. Otrzymaliśmy, w pewnym sensie, kontynuację Extreme, tylko bez Nuno, którego w studiu zastąpiło kilku gitarzystów. Czy to, że Badger i Mangini grali w Extreme przełożyło się realnie na klimat ich płyty? Moim zdaniem nie. Numery, niezależnie od upływu czasu, nadal się bronią, to jednak brakuje w nich tego czegoś, pewnego pierwiastka. Zresztą kogo chce oszukać... Brakowało Nuno! Pomimo to, takie kompozycje jak "East Of Paradise" czy tytułowy "Exit Elvis", wciąż brzmią przyzwoicie.
Oczywistym było to, że wcześniej czy później Extreme powróci, a zwłaszcza dlatego, że kariery byłych członków zespołu nie potoczyły się zbyt efektownie. Tak też się stało w 2007. Kilka wspólnych koncertów zaowocowało powrotem do studia i albumem "Saudades de Rock" w 2008. Nowe numery, czerpiące pomysły z najlepszego okresu twórczości kapeli, może mnie nie powaliły na kolana, ale dało się je słuchać. Z jednej strony wydawnictwo zbierało dobre recenzje w środowisku fanów, a nawet zaplanowano trasę koncertową, a z drugiej nie przekładało się na sprzedaż na miarę lat 80. Mimo to zespół funkcjonował na scenie dalej, z chwilową przerwą, kiedy Nuno postanowił wyruszyć w trasę z Rihanną.
Z czasem zaczęły pojawiać się w przestrzeni publicznej informacje o kolejnej płycie, padały nazwiska producentów albo muzyczne kierunki, którymi podążą w studiu muzycy z kapeli, i tyle. Jednak nowa muzyka nadal była w fazie przygotowań. W pewnym momencie stali się jedną z tych ekip katujących swoje największe hity. Przy różnych okazjach, trasach, występach, grali "Extreme II: Pornograffitti", a wszyscy wokół byli zadowoleni. Fani otrzymywali odgrzany, ale jeszcze w miarę świeży kotlecik, a Panowie w zamian, dobry zarobek. W końcu jednak słowa przełożyły się na działania, a Panowie wzięli się za nagrywanie nowych numerów. Na horyzoncie zaczął pojawiać się, pierwszy od 15 lat album. Zespół wrzucał jakieś tajemnicze "zapowiedzi" dotyczące płyty, aż wreszcie 1 marca usłyszeliśmy "Rise". Utwór to kawał dobrze zagranego, amerykańskiego hard rocka. Podobnie zresztą było z dwoma kolejnymi numerami "#Rebel" oraz "Bandshee" Moim faworytem jest chyba "Bandshee" brzmiący jak wypadkowa Velvet Revolver i Van Halen, co mi akurat się podoba.
"Six", bo taki tytuł nosi nowe wydawnictwo, nie będzie dziełem odkrywczym i nie wywoła specjalnie jakiegoś dużego zamieszania na listach przebojów. Cieszę się, że takie "dziadki" dalej nagrywają muzykę, która czasami działa lepiej na słuchacza niż wehikuł czasu.
Tracklist:
1. Rise
2. #Rebel
3. Banshee
4. Other Side Of The Rainbow
5. Small Town Beautiful
6. The Mask
7. Thicker Than Blood
8. Save Me
9. Hurricane
10. X Out
11. Beautiful Girls
12. Here’s To The Losers