CIGARETTES AFTER SEX X's CASSETTE
Cigarettes After Sex to zespół, który rozkochał w sobie słuchaczy na całym świecie od samego początku. Czy rozkochał również mnie? Nie bardzo. Najbardziej lubię ich EPkę z 2012 roku. Wtedy była to świeża muza i w pewnym sensie zaskakująca. Bardzo podobało mi się to, w jaki sposób połączono tam lekko senną muzykę z romantycznymi historiami. Był w tym pewien vibe Beach House, ale nie powiedziałbym, że projekt ten był kopią wspomnianego zespołu.
Największym atutem i „instrumentem” wprowadzającym nas w klimat tej muzy był wokal. Gonzalez w magiczny sposób opowiadał historie, jednocześnie nadając tej muzyce niepowtarzalnego charakteru. Zapowiadało się to bardzo dobrze. Pełne LP, czyli „Cigarettes After Sex” było tak naprawdę kontynuacją tego, co słyszeliśmy wcześniej. Album był dobry, ale brakowało mi pewnego elementu zaskoczenia. Nadal było to ładne i chwytające za serce, ale też bardzo przewidywalne, co moim zdaniem działa na niekorzyść, jeśli muzyka ma tak potężnie działać na nasze emocje.
Jeśli mam być szczery, to z gatunku dream-pop czy też slowcore'owego grania jest naprawdę dużo ciekawszych postaci. Chociażby Ethel Cain bije moim zdaniem na głowę to, co robi Greg Gonzalez ze swoim kolegami. Ich ostatni album, czyli „Dry” to był moim zdaniem totalny przerost formy nad treścią. Greg swoim charakterystycznym głosem śpiewał swoje łzawe teksty na tle bardzo przewidywalnych dźwięków. Było to dla mnie bardzo płaskie i jednocześnie lekko sztuczne. Skoro udało się raz, to dlaczego ma się nie udać drugi? No moim zdaniem się nie udało...
Jednak Cigarettes After Sex wbiły się tak mocno w świadomość słuchaczy, że każdy ich album jest wyczekiwany z wypiekami na twarzy. Ich muzyka to romantyzm, ale niekoniecznie bardzo wymagający. Może ona lecieć w tle, nie wymaga za wiele uwagi i nie jest to żaden zarzut, tylko fakt. Na „X’s" Greg nie skupia się już na różnych miłosnych perypetiach, a na jednym związku, który trwał cztery lata. Jak sam przyznaje, jest to jego katharsis, coś o czym musiał opowiedzieć innym. Wszystkie swoje doświadczenia, przemyślenia z tego okresu przekuł w nowe piosenki. W utworach tych opisuje samego siebie, to jak zmieniało się jego podejście do życia, co było również spowodowane trwającym związkiem.
Czy zmieniła się również muza? Jak twierdzi sam twórca, album brzmi brutalnie. Jednak nadal mamy do czynienia z dream-popowym, romantycznym graniem. Przynajmniej takie wnioski wyciągam po singlu „Tejano Blue”. Wydaje mi się, że ów brutalizm bardziej będzie miał wydźwięk w tekstach, w których Greg będzie nam streszczał te wyjątkowe cztery lata swojego życia.
Naszła mnie myśl, że w tym chyba też tkwi sukces tego zespołu. Każdy z nas miał romantyczne wzloty i upadki, przez co możemy odnaleźć samych siebie w jego tekstach. Zabieg może mało ambitny i ekscytujący, ale jak widać sprawdza się doskonale.
Czy czekam z niecierpliwością na ten album? Raczej nie, ale na bank przesłucham ten krążek, tak jak jego poprzednie wydawnictwa. Nawet jeśli nie przeżyję tego katharsis razem z nim, nie wzruszę się potężnie, to i tak będzie miło i klimatycznie, chociaż przez chwilę.
Tracklista:
1: X's
2: Tejano Blue
3: Silver Sable
4: Hideaway
5: Holding you, Holding me
6: Dark Vacay
7: Baby Blue Movie
8: Hot
9: Dreams From Bunker Hill
10: Ambien Slide