BARONESS Stone LP
Oprawa graficzna zespołu Baroness przykuła moją uwagę wcześniej niż ich muzyka, a stał za nią ogromnie utalentowany John Baizley. Okładka debiutanckiej płyty Kvelertak jego autorstwa sprawiła, że postanowiłem bliżej przyjrzeć się jego osobie i co za tym idzie – muzyce, którą tworzy. Pierwszy odsłuch Baroness nie rzucił mnie na kolana. Musiałem jednak przyznać, że „Red Album” z 2007 roku, czy „Blue Record” z 2009 roku to muzyka na wysokim poziomie.
Jeśli chodzi o sludgowe czy bardziej stonerowe brzmienia, w tym czasie na mojej playliście królowali Mastodon oraz Kyuss, więc szukałem takich klimatów i w tym kierunku podążały moje muzyczne poszukiwania. Jednak czułem w kościach, że Baroness jeszcze zagości na moich głośnikach.
Tak też się stało w roku 2012 za sprawą ich trzeciego albumu „Yellow & Green”. Było to osiemnaście numerów – 75 minut muzyki. Może się wydawać, że na dzisiejsze standardy jest to zbyt długi album, bo jak pokazują badania – przeciętny słuchacz nie może skupić się na więcej niż 30-45 minut. Jednak dla mnie to było mało. Uważam, że poziom instrumentalny i klimat jaki panowie zbudowali na tym krążku jest idealny. Czuć tu więcej alternatywy niż metalu, ale ta proporcja jest dla mnie wyważona doskonale. Takie numery jak „March Of The Sea”, „Twinkler” czy „Little Things” z części żółtej rozwaliły mnie totalnie. Poziom emocji tych numerów jest niezłym strzałem w serce i uszy. Baroness idealnie wpasowało się w mój nastrój w tamtym momencie życia.
Podobnie było z częścią zieloną. Początek „Green Theme” to instrumentalny, podniosły fragment, który idealnie wprowadza nas w drugi rozdział tej opowieści. Najlepszy moment to balladowy, bardzo floydowski „Foolsong”. Piękny, osobisty numer, który każdy może zinterpretować po swojemu.
Kolejny album, „Purple” z 2015 roku, ma w sobie więcej metalu, co uważam za udaną kombinację. Po nagraniu „Purple”, zespół opuścił ich gitarzysta, Peter Adams, który grał w Baroness wiele lat, a na jego miejsce wskoczyła Gina Gleason. To właśnie ona nagrywała z nimi ostatni album, „Gold & Grey”. Ten krążek jest kontrowersyjny pod względem brzmienia i kompozycji. Słychać było głosy fanów, że to już nie to, że Peter był lepszy, ale... Uważam, że są tam naprawdę dobre momenty. Weźmy na przykład singiel „Seasons” – coś wspaniałego. Jednak opinie na jego temat nie były zbyt przychylne. Mimo wszystko ekipa Johna nie zatrzymała się nawet na chwilę i tworzyła dalej muzykę. Owocem ich pracy będzie album „Stone”. Singiel promujący pierwszy album kapeli, który nie nawiązuje do kolorów, czyli „Last Word” jest w porządku. Co prawda nie jest to powrót na miarę ich najlepszych płyt, ale trzyma poziom. Wydaje mi się, że mimo wszystko będzie lepiej niż na „Gold & Grey” – ale o tym przekonamy się, gdy płyta ujrzy światło dzienne
Tracklista:
A1 Embers
A2 Last Word
A3 Beneath the Rose
A4 Choir
A5 The Dirge
B6 Anodyne
B7 Shine
B8 Magnolia
B9 Under the Wheel
B10 Bloom