BAD BRAINS I Against I LP
Są zespoły, które zostają z człowiekiem na zawsze. Bad Brains to dla mnie właśnie jeden z nich. Pierwszy kontakt z ich muzyką – dzięki „Rock for Light” i debiutanckiemu albumowi – wywrócił mój muzyczny świat do góry nogami. To była totalna rewolucja! Te pierwsze płyty to absolutny kanon, esencja wszystkiego, co najlepsze w hardcore punku, który przecież sami współtworzyli, mieszając go z rastafariańskim duchem. Do 1989 roku nagrali rzeczy, których nie da się podważyć – klasyka gatunku, pełna energii, szaleństwa i emocji.
Kulminacją ich geniuszu tamtego okresu była koncertówka „The Youth Are Getting Restless” (1990) – moim zdaniem najlepszy punkowy album live, jaki kiedykolwiek powstał. Wiadomo, plebiscyty i rankingi bywają kapryśne, ale jedno jest pewne: Bad Brains nie nagrali złej płyty, thats it! Nawet jeśli ich późniejsze nagrania odstają od ich wcześniejszych arcydzieł, wciąż mają w sobie magię i echa dawnej potęgi. Choć zespół praktycznie nie istnieje, a jego członkowie zmagają się z osobistymi problemami, ich dziedzictwo jest niezaprzeczalne.
Dziś cofamy się do 1986 roku, by przypomnieć sobie jeden z ich absolutnych klasyków – „I Against I”. To ich trzeci album, często uznawany za najlepszy w dorobku kapeli. Czy się z tym zgadzam? Hmm… nie do końca. Bez wątpienia to ich najlepiej zrealizowany i najbardziej gitarowy krążek. Reggae praktycznie zniknęło, ustępując miejsca bardziej współczesnemu, rockowo-metalowemu brzmieniu z domieszką new wave’u. To nowe oblicze Bad Brains przysporzyło im wielu nowych fanów, a płyta często wymieniana jest jako jedna z pierwszych, które utorowały drogę alternatywnemu metalowi. Bez niej może nie usłyszelibyśmy Faith No More czy Helmet.
Jednak na początku czegoś mi brakowało. Mniej było tego pierwotnego szaleństwa, tego surowego, punkowego chaosu z dwóch pierwszych albumów. Zespół stał się bardziej zdyscyplinowany, dokładniejszy. Dr. Know zamiast naparzać w struny jak w transie, zaczął budować klimat, eksperymentować ze stylistyką i serwować świetne, jazgotliwe solówki. Tym, co wciąż łączyło nowe Bad Brains ze starym szaleństwem, był oczywiście niezrównany H.R. Jego wokal nadawał muzyce mistyczny, niemal duchowy wymiar – słychać to doskonale w utworach tytułowym i „Re-Ignition”. Do dziś pozostaje jednym z najbardziej charakterystycznych wokalistów w historii hardcore’u i rocka. Ciekawostką jest „Sacred Love” – efekt nałożony na wokal H.R. wynika z tego, że nagrywał go… przez telefon z więzienia! Nie mógł wyjść na sesję, a zespół nie mógł jej przełożyć, więc cóż – potrzeba matką wynalazku.
Z każdym kolejnym odsłuchem album odkrywał przede mną swoje ukryte warstwy i dziś nie wyobrażam sobie świata muzyki hardcore i rocka bez „I Against I”. Jeśli miałbym wskazać najlepszy utwór, postawiłbym na szaleńczo agresywny „House of Suffering” – kwintesencję punkowej furii, choć osobiście traktuję tę wersję jako jedynie szkic. Prawdziwą bestię z tego numeru wydobyli dopiero na „The Youth Are Getting Restless” – szybciej, mocniej, bardziej dziko, a H.R. był tam po prostu nie do podrobienia. Drugim faworytem byłby zapewne „Return to Heaven” – odrealnione, psychodeliczne zakończenie albumu.
Bad Brains to legenda. Artyści tacy jak Anthony Kiedis czy Dave Grohl otwarcie przyznają, że byli dla nich inspiracją i jednym z najważniejszych zespołów w historii. Nie wierzę, że jeszcze kiedyś zobaczymy ich razem na scenie – H.R. zmaga się ze schizofrenią, Dr. Know przeszedł udar. Basista Darryl Jenifer wspominał coś o roboczym projekcie „Mind Power”, ale mam co do tego spore wątpliwości. Niemniej to, co już nagrali, pozostanie żywe – wciąż będzie wychowywać kolejne pokolenia zbuntowanych małolatów. I to jest piękne.
Tracklista:
A1 Intro
A2 I Against I
A3 House Of Suffering
A4 Re-Ignition
A5 Secret 77
B1 Let Me Help
B2 She's Calling You
B3 Sacred Love
B4 Hired Gun
B5 Return To Heaven