ALPHAVILLE Forever Young LP
Pewne teksty i pewne piosenki rozumie się z czasem, pewne albumy też doceniamy po latach. Alphaville było dla mnie przez wiele lat reliktem przeszłości. Zapomnianym zespołem, który królował na imprezach naszych rodziców, nagrał kilka hitów i tyle.
Na zmianę mojej decyzji pozytywnie nie wpływały również występy na festynach, czy też programach typu „Jaka to melodia?”. No i nowe zagrywki tej niemieckiej grupy, które gdzieś tam do mnie docierały również pozostawiały wiele do życzenia. Jednak coś mnie podkusiło, już nie wiem, czy chodziło o zbliżające się kolejne urodziny, co zawsze jakoś powoduje u mnie zadumę, czy też brak czegokolwiek innego do słuchania, że odpaliłem ich album „Forever Young”.
Całość rozpoczyna się od „A Victory Of Love”. Przyznam, że spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Ten numer to budowanie napięcia. Całość rozkręca się stopniowo, aby wreszcie uderzyć nas całą paletą syntezatorowych barw. No i wokal Mariana Golda, który idealnie wypełnia przestrzeń tej muzy. Dalej jest tylko lepiej i lepiej. Wiadomo, takie hiciory jak „Big In Japan” czy „Sounds Like A Melody” to popowe kawałki idealne i zna je każdy. Jednak w głowie zawrócił mi inny numer. „Fallen Angel” to mój numer jeden z całego krążka. Ma w sobie zimną nowofalową moc i przede wszystkim genialną melodię, od której nie można uciec.
Dzięki temu zacząłem rozumieć, jak bardzo myliłem się widząc w nich jedynie zapomniany band. Nie była to też niemiecka dyskoteka a’la Modern Talking, a wysmakowany dojrzały zespół, który wie co robi. Brzmienie tych klawiszy w niczym nie ustępowało tuzom synthu, którzy zostali z nami do dziś i wypełniają największe stadiony na świecie. W stu procentach zrozumiałem, jak bardzo ważnym elementem muzy lat 80. było Alphaville.
Nie widziałem w nich już tylko twórców jednego czy dwóch hitów. Jednak skoro o hitach mowa i o tym albumie, no to wiadomo... Numer tytułowy jest ponadczasowym trackiem, który ma w sobie zaklętą magię. Szczerze, kiedy byłem dzieciakiem nie dostrzegałem tego tekstu. Nie kumałem tych uśmiechów starszych znajomych kiedy słuchali tego numeru. Bawi mnie to potężnie, bo dziś uśmiecham się podobnie jak oni. Nie jest to jakiś ultra wybitny tekst, pełen poetyckich metafor, ale chyba zrozumiałem! Nie jest to moim zdaniem nawet hymn pokolenia, a pokoleń. Piękny, wzruszający numer.
Debiut Alphaville to doskonały album, który ma sobie nie tylko doskonałe piosenki, ale też sentymentalny romantyzm i tajemnicę, którą odkrywamy stopniowo, czy też nawet jak ja, czyli po latach.
Tracklista:
A1 A Victory Of Love
A2 Summer In Berlin
A3 Big In Japan
A4 To Germany With Love
A5 Fallen Angel
B1 Forever Young
B2 In The Mood
B3 Sounds Like A Melody
B4 Lies
B5 The Jet Set