ALGIERS Shook 2LP
Algiers, czyli jeden z ciekawszych bandów na współczesnej scenie alternatywnej, powraca do mega formy.
Moja przygoda z zespołem zaczęła się od drugiego albumu "The Underside of Power". Sposób w jaki mieszali gospel, soul z post-punkiem, szeroko rozumianą muzyką elektroniczną, bardzo mocno trafiał w moje gusta. No i ten głos Franklina Jamesa Fishera. Jest w nim coś uduchowionego, ale też jednocześnie mrocznego, tak jak ulice getta. Idąc za ciosem sprawdziłem również debiut, który, tak jak w przypadu "The Underside of Power" na stałe zagościł w moim odtwarzaczu. Zauroczony muzyką zespołu, że założyłem, że trzeci album będzie pewniakiem. No cóż, okazało się, że jednak "trójka" nie spełniła pokładanych w niej nadzei i nasze drogi z czasem się rozeszły. Niby nadal podążali swoją sprawdzoną ścieżką, ale wydawało mi się to wszystko takie mętne i bez wyrazu.
"Shook" trafił do mnie tak naprawdę przypadkiem, kiedy przeglądałem piątkowe premiery. Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to genialna okładka. Jej grafika ma w sobie coś złowieszczego, smutnego, ale też mocno pociągającego, zwłaszcza pomarańczowy napis "Shook" bardzo kontrastuje z tym mrokiem. Ponad to lista gości wymienionych na okładce przywodzi na myśl stare płyty z Motown czy też Blue Note. Ten zabieg w przypadku tego tytułu ma jednak inne wytłumaczenie. Cały koncept czwartego albumu Algiers dotyczy braterstwa i wspierania się nawzajem. W tych wartościach muzycy widzą sposób rozwiązania problemów tego świata. Każdy z tych, zasłużonych dla świata muzyki, gości wniósł tu swój pierwiastek, swoje ja, które czyni te wydawnictwo wyjątkowym zjawiskiem.
Początkowo nie wiedziałem czego się spodziewać, tym bardziej, że nie jestem wielkim fanem, aż takiej ilości gości na płycie danego wykonawcy. Po pierwszym, bardzo pobieżnym przesłuchaniu, nie siadło. Zostałem lekko przytłoczony ilością zaproszonych tu muzyków, przez co miałem wrażenie chaosu, niekoniecznie takiego, jaki lubię. Gubiłem się w tych wokalach, w mnogości i egzotyce styli, ktore trafiały do mnie z kolejnych numerów. Miałem świadomość, że ten album, to nie jest "cukiereczek", który ma smakować każdemu. Jest to muzyka wymagająca, eklektyczna oraz bardzo eksperymentalna. Dlatego też na spokojnie, bez pośpiechu, zasiadłem kolejny raz do "Shook". No i cóż, zostałem wgnieciony w fotel. Ich industrialno - punkowe zapędy łączą się tutaj z mrocznym soulem, szeroko pojętym jazzem oraz muzyką gospel. Czuć, że Algiers są bezdyskusyjnymi gospodarzami tej imprezy. Pomimo to idealnie wypracowali nić porozumienia ze swoimi gośćmi. Każdy z nich odznacza swoją obecność w tym projekcie. To, co na pierwszy raz, było dla mnie przytłaczające, w tym momencie stało się, czymś bez czego nie wyobrażam sobie tego albumu. Nie wyobrażam też sobie tego, aby zabrakło chociaż jednego z zaproszonych muzyków. Nie wiem jak to się stało, ale z każdym kolejnym odsłuchem jeszcze bardziej wciągam się w ich muzyczny świat i jednocześnie klimat ich rodzimej Atlanty.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że "Shook" to doskonały album, który trzeba poznać i tyle!
Tracklista:
1. Everybody Shatter (ft. Big Rube)
2. Irreversible Damage
3. 73%
4. Cleanse Your Guilt Here
5. As It Resounds (ft. Big Rube)
6. Bite Back (ft. billy woods & Backxwash)
7. Out of Style Tragedy (ft. Mark Cisneros)
8. Comment #2
9. A Good Man
10. I Can’t Stand It! (ft. Samuel T. Herring & Jae Matthews)
11. All You See Is
12. Green Iris
13. Born (ft. LaToya Kent)
14. Cold World (ft. Nadah El Shazly)
15. Something Wrong
16. An Echophonic Soul (ft. DeForrest Brown Jr. & Patrick Shiroishi)
17. Momentary (ft. Lee Bains III)