NICK CAVE & THE BAD SEEDS Skeleton Tree LP
Nick Cave. Boski Nick.
Od wielu lat, a może i od początku swojej kariery, nosi on koronę i tytuł artysty totalnego. Nieważne, co zrobi – i tak jest to z automatu uznane za klasyk. Wydaje mi się, że Nick mógłby wydać pusty album, a i tak ludzie, krytycy i fani rozpisywaliby się nad tym, że nikt tak jak on nie potrafi oddać klimatu ciszy.
Wspominałem już nie raz, ile to walk stoczyłem w gronie swoich znajomych na ten temat. Nawet jeśli mówiłem, że jakiś album jest spoko, ale bez przesady – to dostawałem po uszach, że „jak możesz tak mówić?!”. Uwielbiam do szaleństwa niektóre jego albumy. Chociażby No More Shall We Part, Let Love In czy Push the Sky Away – to nie są zwykłe zbiory piosenek. To sztuka, która dotyka najgłębszych zakamarków naszej duszy. Każda nuta, każde słowo potrafi wyrwać z nas wspomnienia, uczucia, o których zapomnieliśmy, że w ogóle istnieją.
Jednak są też takie albumy – Ghosteen czy Nocturama – które zupełnie mi nie siedzą. Pomimo wielu walk stoczonych – no nie idzie... Dziś jednak nie skupimy się na tych, które mnie nie ruszają. Na warsztat wskakuje album genialny, który jakimś dziwnym sposobem towarzyszy mi w mrocznych chwilach od momentu wydania. Tak też jest w tym momencie, dlatego nie dziwi mnie, że znów witają mnie te dźwięki.
Nick od zawsze miał zdolność do wskakiwania w mój umysł w trudnych momentach, ale z tym albumem, to już lekka przesada... Nieważne, czy chodzi o śmierć bliskich mi osób, czy zawirowania romantyczne w życiu prywatnym – Cave pojawia się z tą muzą niczym postać z innego wymiaru. Skeleton Tree – bo właśnie o tym albumie mowa – to ból, to cierpienie, to mrok, który rozdziera nasze dusze.
Krążek ten to tak naprawdę pożegnanie z synem Cave’a – Arthurem, który zginął tragicznie w 2015 roku, spadając z klifu w Brighton. Miał wtedy zaledwie 15 lat. Albumowi „towarzyszył” również przejmujący film One More Time with Feeling, który moim zdaniem jest idealnym uzupełnieniem tej strasznej historii i portretem rozdartego artysty, rodzica, który stracił swoje dziecko.
Jednak – tak jak wspomniałem – w tej muzie widzę w pewnym sensie odbicie swoich spraw, swoich problemów, dlatego też będzie to bardziej prywatna interpretacja.
Słuchając tych numerów, wielokrotnie przeżywałem pewne oczyszczenie. Czując ból Nicka, słuchając jego słów, z których wylewał się żal, odnajdywałem siebie. Miałem wrażenie, że nasz ból, nasze niezrozumienie otaczającego nas świata łączy się w jedną całość. Nie odbierałem – i nadal nie odbieram – tych numerów jako zbioru piosenek, a bardziej jako pewnego rodzaju terapię. Może brzmi to naiwnie, może wmawiam sobie pewne rzeczy, ale muzyka z Skeleton Tree tak na mnie działa.
Czasami jest tak, że kiedy oglądamy chociażby film, to widzimy w głównym bohaterze pierwiastki swojej osobowości – tak jest też tutaj.
Pomimo że Nick nagrywał ten album pogrążony w żałobie po stracie dziecka, to jednak jakimś dziwnym sposobem miałem wrażenie, że opowiada on o tym, co w danym momencie dotyka mnie.
W szczególny sposób działają na mnie dwa tracki. Pierwszy z nich to „Anthrocene”. Perkusja w tym numerze idealnie odzwierciedla mętlik w głowie Nicka. Jest w tym pewna nerwowość, gniew, ale też pewnego rodzaju godzenie się z tym, co straciliśmy, z tym, co nas spotkało. Ile razy to moje myśli zgrywały się z tymi partiami, ile razy egzystencjalny tekst Nicka poruszał moje serce – to nie mam pytań.
Podobnie jest również z „I Need You”. Numer ten rozpierdziela mnie od dnia premiery i jest tak do dziś. Pomimo że jest to jeden z najbardziej melodyjnych utworów na płycie, jest w tym esencja ludzkiego cierpienia. Tęsknota ukryta w głosie Nicka to coś, czego nie da się opisać słowami. Czasami mamy wrażenie, że jego głos łamie się w błagalnym tonie, tylko niestety nikt nie jest w stanie spełnić żadnej z jego próśb. To idealne ukazanie stanu ludzkiej duszy chwilę po tym, kiedy tracimy – w taki czy inny sposób – ukochaną osobę. Genialny numer, który serio musicie przetworzyć przez swoje serce. Innej opcji nie ma.
Uważam, że Skeleton Tree to nie jest zwyczajny album. To zwierciadło pełne cierpienia, w którym możemy się – a przynajmniej ja mogę się – przejrzeć.
Album ten zmusza nas do refleksji nad własnym życiem, ale też pozwala nam wniknąć w umysł Nicka i obserwować artystę w trakcie tworzenia tego wyjątkowego dzieła, które jest w pewnym sensie epitafium dla jego syna.
Jeśli nie znacie tego krążka, a ten tekst jakkolwiek Was zainteresował, to przed Wami zarówno coś czystego, jak i absolutnie mrocznego.
Jak dla mnie – to jeden z najpiękniejszych albumów ostatnich lat. I na tym zakończę.
Tracklista:
A1 Jesus Alone
A2 Rings Of Saturn
A3 Girl In Amber
A4 Magneto
B1 Anthrocene
B2 I Need You
B3 Distant Sky
B4 Skeleton Tree