Wznowienie kultowego debiutanckiego albumu "Baśnie" zespołu Collage
Czy w ówczesnej szarej i smutnej polskiej rzeczywistości można było stworzyć barwną muzyczną opowieść, która uzależniła słuchaczy i krytyków od pierwszych dźwięków? Tak! Warszawska kapela Collage dokonała tego za sprawą swojego albumu "Baśnie". Ten młody band w 1990 roku wraz ze swoim debiutem wskoczył na szczyt rodzimej sceny prog rockowej, na którym, tak naprawdę, pozostaje do dziś. Nie pamiętam tych czasów, kiedy to Panowie "zaszokowali" polskich słuchaczy, a Tomasz Beksiński wreszcie znalazł "coś dla siebie" w polskim rocku. Jednak kiedy czytam o tym, co się działo dookoła tego tytułu, w pełni to wszystko rozumiem.
Z płytą zapoznałem się w okresie, kiedy w centrum moich muzycznych zainteresowań stali Floydzi, Marillion czy King Crimson. Tę płytę zarekomendowano mi jako "polską odpowiedź na Genesis". Na takie sformułowania reaguję bardzo alergicznie i zdecydowanie się z nimi nie zgadzam. Collage, to nie Genesis ani Marillion, to zdecydowanie odrębny artystyczny byt, który miał swoją wizję. "Baśnie" to album zespołu pewnego tego, co robi i wie jak oczarować słuchacza! Pomimo, że opierają się w znacznej mierze na tym, czym żyła angielska scena w latach 70 i 80, to i tak dodali coś od siebie. Jest tym wspomniana magia i niesamowita technika gry. Współzałożyciel kapeli Mirek Gil dzięki temu wydawnictwu dołączył do grona najlepszych polskich gitarzystów rockowych. Największym jednak zaskoczeniem było dla mnie to, iż można zrobić prog rocka po polsku. Teksty śpiewane w naszym rodzimym języku, nie miały w sobie krzty grafomanii, a nawet "podbijały" baśniowy klimat zamknięty w tych kompozycjach.
Utwór, który całkowicie mnie powalił, to oczywiście "Kołysanka". Zresztą, kiedy zapoznamy się opiniami słuchaczy na temat tego krążka, to nie tylko mnie totalnie oczarował. Muzyka, czy ogólnie klimat, jaki Collage stworzyło na swoim debiutanckim wydawnictwie reprezentuje najwyższy światowy poziom. Ważnym elementem tego numeru, jak i całego krążka zresztą, na który należy zwrócić szczególną uwagę, jest śpiew Tomasza Różyckiego. Potrafił oczywiście "przycisnąć", jak każdy rockowy wokalista, ale ja cenię go tutaj przede wszystkim za liryczność. Sposób, w jaki udziela się w utworze "Fragmenty" czy kiedy kończy "Kołysankę" słowami "Tylko daj daj daj mi czas..." ma w sobie coś z innego wymiaru, innego świata. Jeśli już o tym mówimy, to warto zainteresować się numerem tytułowym. Wow! Prawdziwa progresywna uczta, która zadowoli każdego wymagającego słuchacza.
Spotkałem się z komentarzami, że pomimo całej swojej wielkości, ich debiut jest niespójny, lekko "rozedrgany". Dopiero później nagrali swoje opus magnum, a tutaj mamy dobry, aczkolwiek niewybitny album. Zupełnie nie zgadzam się z tym podejściem. W moim odczuciu wszystko idealnie tu pasuje. Taki jest właśnie baśniowy świat. Musi być w nim lekki "chaos", lekkie oderwanie od rzeczywistości. Jedyne do czego mógłbym mieć zastrzeżenia, to produkcja, która nie oddawała w pełni potencjału drzemiącego w muzykach oraz kompozycjach. Jednak czasy były takie, a nie inne i nie każdy miał dostęp do najlepszego studia nagraniowego. Bardzo liczę na to, że w nowym wydaniu zostaną usunięte wszystkie te niedoskonałości.
"Baśnie" to absolutny klasyk muzyki prog rockowej, który jak wspomniałem wcześniej, nie odstaje od zagranicznych tytułów i stworzył nową jakość na naszej, lokalnej scenie.