Roisin Murphy powraca z nowym albumem "Hit Parade"!
Roisin Murphy to artystka kompletna, która pomimo wielu lat swej obecności na rynku, cały czas poszukuje i stale zadziwia. Nie ogląda się też specjalnie na aktualnie panującą modę, być może dlatego, że uczestniczyła w tworzeniu gruntu pod to wszystko, czym żyje współczesny pop. Nikomu, kto chociaż trochę interesuje się muzyką, nie trzeba jej przedstawiać. Nazwisko Roisin jest stawiane w gronie najbardziej utalentowanych artystów, jak choćby Bjork. Wokalistka muzyczną przygodę rozpoczęła w duecie Moloko, gdzie do spółki z Markiem Brydonem, nagrała cztery albumy, które wyznaczyły kierunki rozwoju dobrego, dojrzałego popu. Takie tytuły jak "Things to Make and Do" czy "Statues" to już klasyczne pozycje z bangerami rozpalającymi do czerwoności parkiety taneczne. Kiedy muzycy postanowili zakończyć współpracę, wielu fanów zadawało sobie pytanie, co nastąpi dalej? Czy Roisin poradzi sobie solo? Czy może tak, jak np. Alison Moyete z innego kultowego duetu Yazoo, odrodzi się na nowo i ruszy swoją własną muzyczną drogą?
Wszelkie obawy rozwiały się w 2005 za sprawą pierwszego solowego wydawnictwa "Ruby Blue". Ten album spowodował, że szybko zapomniałem o jej byłej formacji, a Murphy pokazała, że potrafi poruszać się po wielu stylistykach. Porównałbym ją do muzycznego kameleona. Wszystkie numery na płycie, to genialna mikstura alternatywnego popu z nu jazzowym brzmieniem. Trzeba przyznać, że nie poszła na łatwiznę i nie nagrała po prostu kontynuacji "Statues". Wybrała własną twórczą ścieżkę. Takie utwory jak "If We're In Love" czy tytułowy "Ruby Blue" zachwyciły mnie i mimo upływu wielu lat od wydania, z chęcią do nich wracam, a na pewno częściej, niż do albumów Moloko, którego muzyka, w moim odczuciu, nie przetrwała próby czasu.
Prawdziwa rewolucja nastąpiła jednak wraz z drugim solowym krążkiem, czyli "Overpowered". Świeża wizja muzyki pop, współczesnego disco, powala na kolana, zarówno w dniu premiery, jak i powala dziś. Każda z kompozycji to muzyczna perła, która niezależnie od upływu 16 lat od publikacji, sprawia, że chce się przy niej tańczyć! Tytuł bezkompromisowo zawładnął moją głową. Z uporem maniaka śledziłem wszystkie dostępne informacje na jego temat. Wywiady, występy telewizyjne, radiowe. Po prostu, stałem się fanatykiem "Overpowered" oraz samej Roisin! Nigdy nie zapomnę, jak piorunujące pierwsze wrażenie zrobił na mnie "Primitive" w wersji "Live At Jools Holland", a zwłaszcza mocna rockowa końcówka, zdolna kruszyć ściany i duszę. Podejrzewam, że większość wyświetleń filmu na YouTube, to moja zasługa. Bardzo żałuję, że w takim wykonaniu, utwór nie został zagrany podczas rejestracji materiału w studiu.
Rozkochany, zafascynowany w wokalistce, z wielką niecierpliwością czekałem na dalszy rozwój wypadków. Kiedy po ośmiu latach otrzymałem "Hairless Toys", byłem lekko zawiedziony. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało jakby po staremu, niby ten sam głos, ta sama charyzma, ale bez takiej mocy, jak wcześniej. Mimo, że zebrane kompozycje reprezentują wysoki poziom, nie wywołują już takiej ekscytacji, jakiej oczekiwałem. Klimatem było mu bliżej do debiutu, to jednak nie słyszałem tej zadziorności czy nieszablonowości. Fakt, trafiamy na doskonałe fragmenty, na przykład "Evil Eyes" czy "House Of Glass", aczkolwiek to trochę za mało, by kogokolwiek ponownie oczarować.
Po kolejnym krążku, czyli "Take Her Up to Monto!", nasze drogi kompletnie się rozeszły, przynajmniej w tamtym momencie. Rozumiem i doceniam tę chęć do poszukiwania nowych rozwiązań, ale w tym, co otrzymałem brakowało pierwiastka, który sprawiał, że wcześniej nie mogłem od niej się uwolnić. Za to swoim następnym wydawnictwem zatytułowanym "Róisín Machine", artystka znów przykuła moją uwagę. Mimo, że album nie odbiegał znacząco od jej poprzednich, to jednak miał w sobie pociągający taneczny duch disco, znany z "Overpowered", wymieszany z psychodelicznymi klimatami i bardzo wymagającym graniem. Roisin pokazała muzyczny rozwój oraz artystyczną dojrzałość. Wszystkie numery są bardzo wyważone, a także bardzo przemyślane. Przejawem geniuszu oraz esencji artyzmu Murphy jest "Something More". Sposób, w jaki prowadzi tam swój wokal i bawi się klimatem, wywołuje tę samą ekscytację, kiedy pierwszy raz słuchałem mojego ulubionego "Overpowered". Ten album to doskonały dowód na to, że muzyka dyskotekowa nie musi być przewidywalna i kiczowata, a może być wysmakowana i wciągająca.
Czy jej nowy album "Hit Parade", nagrany z DJ Koze, będzie faktycznie "Paradą Hitów"? Dwa single promujące wydawnictwo potwierdzają ich muzyczną klasę oraz muzyczną wolność. W zamyśle twórców płyta ma być futurystyczną podróżą w świat muzyki, w której tętnią taneczne beaty, mieszające się z lekko hip hopowymi brzmieniami, pełnymi psychodelicznych rozwiązań. Już sama okładka ilustruje to, czego możemy się po niej spodziewać w przyszłości. Roisin to jedna z najciekawszych i najoryginalniejszych postaci na współczesnej scenie pop, dlatego też każdy nowy album, to wielkie wydarzenie! Jestem na tak!