"Mezmerize / Hypnotize" – złote lata Systemu!

"Mezmerize / Hypnotize" – złote lata Systemu!

Wydawałoby się, że System Of A Down swoje najlepsze lata ma za sobą. Od 20 lat panowie nie nagrali żadnej płyty. Co jakiś czas trzaskają trasy lub pojedyncze koncerty, na których zapewne koszą gruby hajs i wracają do swoich solowych projektów, które chyba nikogo tak nie interesują jak ich działalność pod znanym szyldem. Szczerze, to nie rozumiem tego wszystkiego. Nawet całe zamieszanie dookoła ich koncertu na Narodowym to jakiś kosmos. Każdy, ale to każdy jest teraz fanem SOAD.

Co prawda są to koncerty w towarzystwie QOTSA oraz prawdziwego headlinera tego całego show, czyli Acid Bath. Ogólnie zestawienie tych trzech zespołów to też coś dziwnego. Skoro tak, to teraz czekam na trasę Pantera, Kings Of Leon i Slint. Zastanawiałem się sam nad tym koncertem ze względu na wspomniane Acid Bath, ale no trudno...

Wydaje mi się również, że doczekaliśmy się takich czasów, że nieważne kto gra, to każdy i tak koniecznie musi być na tym koncercie. Ludzie czekają po kilka godzin w kolejkach na stronach, później widzą ceny i płaczą, ale i tak kupują, bo trzeba tam być! No i kręci się karuzela, proszę państwa...

Jednak nie o tym dziś. System po zakończeniu swojej kariery w 2006 roku cztery lata później powrócił i w pewnym sensie stał się takim Guns N’ Roses muzyki metalowej, czy też nu-metalowej. Grają koncerty z tą samą setlistą, fani się cieszą, a przy okazji – podobnie jak GNR w pewnym momencie – wydali dwa nowe numery. Numery, które nie mają żadnego przełożenia, jeśli chodzi o nowy album. Pomijam też wywiady, w których mit SOAD jako zespołu kumpli w moich oczach lekko upada. Jednak muzycznie byli niegdyś doskonali.

Pomimo iż SOAD nigdy nie leżał w kręgu moich największych zainteresowań, to szacunek miałem do nich wielki i każdy album przez nich wydany znam na wylot. Pierwszym numerem, jaki usłyszałem w ich wykonaniu, było "Know". Rozwalili mnie totalnie tym trackiem. Niby folkowo, skocznie i przaśnie, ale z drugiej strony hardcorowo i agresywnie. Później odkryłem "Spiders" i byłem absolutnie zauroczony tym zespołem.

Podobnie jak chociażby Deftones czy Slipknot nie pasowali mi do wizerunku nu-metalowego zespołu. Widziałem i słyszałem u nich ten sam artystyczny sznyt, który znałem z muzyki np. Faith No More. Debiutancki album SOAD w całości siadł mi dosyć mocno. Słuchając tej muzyki, jednocześnie nie mogłem pojąć tego całego skandalu związanego z ich pierwszym występem w naszym kraju u boku Slayera i Vader. Były to dosyć szalone czasy, kiedy metalowcy na słowo "nu" reagowali pianą z pyska i agresją, więc dorzucanie ich do tego samego line-upu było czymś absolutnie głupim, zwłaszcza u nas.

 

Tak czy inaczej, bez względu na upodobania polskich metalowców, SOAD po wydaniu swojego debiutu był na fali. Jednak to, co wydarzyło się przy drugim albumie, sprawiło, że Serj, Shavo, John oraz Daron wystrzelili z takim impetem, jakiego nikt się nie spodziewał. Wraz z wydaniem singla "Chop Suey!" byli na ustach wszystkich. Każde pismo muzyczne, każdy program muzyczny mówił tylko o SOAD. "Toxicity" stało się z miejsca dziełem klasycznym.

Zapewne te same kuce, które rzucały chlebami w Tankiana, rwały swoje ostatnie włosy z głowy, odpalając ten krążek. Nawet jeśli – tak jak wspomniałem – SOAD nie jest moim numerem jeden, jeśli chodzi o współczesny metal, to ten album jest arcydziełem. Nie ma tu słabego numeru, a produkcja Rubina jest cudowna! Rick pracował z nimi już przy debiucie, ale tutaj naprawdę odwalił kawał mega roboty. Nic dziwnego, że "Toxicity" jest wymieniane jednym ciągiem obok jego najbardziej znaczących prac ze Slayerem czy RHCP.

Szczerze, to nawet nie wiem, co nowego mogę napisać o "Toxicity", gdyż chyba wszystko już zostało powiedziane na temat tej muzy. Album ten stał się jednym z kamieni milowych w historii tzw. alternatywnego metalu, a SOAD postawił sobie absolutny pomnik i jednocześnie zawiesił poprzeczkę tak wysoko, że nie mam pytań.

W ramach "rozluźnienia" atmosfery rok po premierze drugiego albumu SOAD wydał "Steal This Album!", czyli album z odrzutami. Pomimo iż na zawartość tego albumu składają się numery, które nie weszły na "Toxicity" i tego typu sprawy, to serio – nie brzmi to jak coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego! Każdy z tych numerów brzmi doskonale, a album jest naprawdę spójny.

Wydaje mi się, że niejeden topowy gracz chciałby mieć takie numery w szufladzie. "Bubbles" czy "Boom!" to absolutne bangery, więc nie dziwi mnie fakt, że John Dolmayan uważa, iż jest to najlepszy krążek SOAD, jaki wydali.

Po takich tytułach fani i krytycy zastanawiali się, co dalej. Czy SOAD utrzyma się na fali, czy może wyda coś, co już niekoniecznie będzie tak wybitne? Okazało się, że po wydaniu swojego "Angel Dust" panowie postanowili stworzyć swoje "Use Your Illusion". W 2005 wydali "Mezmerize" i chwilę później "Hypnotize".

Jeśli mam być z Wami szczery, są to moje ulubione albumy SOAD. Kiedy pierwszy raz usłyszałem singlowy "B.Y.O.B.", zwariowałem chyba bardziej na jego punkcie niż w przypadku "Chop Suey!". Podobało mi się, że Daron zaczął bardziej udzielać się również jako wokalista, a jego partia pod koniec numeru to mój ukochany fragment tego utworu.

Cały album, czyli w tym wypadku "Mezmerize", absolutnie rozsadził mi czaszkę i jeśli już wracam do muzyki SOAD, to zaczynam właśnie od tego albumu. Nie ma tutaj słabych momentów i tyle. "Hypnotize" moim zdaniem nie odstaje od "pierwszej" części. Utarło się, że jest ciut słabszy, bardziej popowy, lżejszy, ale czy to źle? Lepiej byłoby, gdyby wydali dwa takie same albumy?

"Hypnotize" jest moim zdaniem również bardziej psychodeliczny, bardziej nostalgiczny. Takie numery jak "She's Like a Heroin" czy "Lonely Day", zaśpiewany przez Darona, to prawdziwe perełki, obok których nie da się przejść obojętnie. Jeśli natomiast komuś brakuje w tym wszystkim bardziej agresywnego, pokręconego Systemu, to niech sobie nastawi chociażby "Attack".

Gdybym natomiast miał wskazać swój ulubiony numer z tego albumu, to postawiłbym na "Kill Rock'n Roll" ze względu na taki "bitelsowski" sznyt. Albumy te oczywiście okazały się wydawniczym hitem i wystrzeleniem "hypo-metru" ponad normę.

Wszystko to doprowadziło do zawieszenia działalności SOAD w 2006. Panowie musieli zrobić sobie krótką przerwę i skupić się na sobie. Serj wydał doskonały "Elect the Dead", Daron stworzył "Scars on Broadway". Pomimo iż solowe krążki muzyków SOAD otrzymywały dobre recenzje, to jednak cały czas pojawiało się pytanie: co dalej z SOAD? Czasami nawet to pytanie częściej pojawiało się niż pytania o solowe nagrania.

Nie dziwi mnie fakt, że w 2010 SOAD wrócił. Jednak nie był to chyba taki powrót, na który wszyscy liczyli. Panowie stali się bardziej zespołem koncertowym i tak jest do dziś, jak już wspomniałem. Dlatego też mam wrażenie, że SOAD jest w tym momencie ich taką bezpieczną przystanią. Tutaj się zarabia, a na boku robi muzykę. Trochę szkoda, bo wszystko to trochę kłóci mi się z ich podejściem sprzed kilku lat, a z drugiej strony w pełni to rozumiem.

Mam jednak nadzieję, że kiedyś to się zmieni, bo fajnie czasami jest zjeść odgrzany kotlet, tylko nie przez 19 czy 20 lat. Zwłaszcza że widzimy, iż trzon zespołu, czyli Serj i Daron, cały czas działają muzycznie, więc jakieś lepsze lub gorsze pomysły tam mają.

Chociaż z drugiej strony wydany przez nich 5 lat temu singiel "Protect the Land / Genocidal Humanoidz" jakoś specjalnie mnie nie zachwycił, to i tak jest to ciekawsza opcja niż słuchanie setny raz np. "Aerials". No pożyjemy, zobaczymy. Ja z miłą chęcią przytuliłbym nowy album od tej ekipy mimo wszystko. Tak czy inaczej, kultowego statusu, absolutnej ikoniczności SOAD nie można odebrać, nawet jeśli jest to zespół martwy od strony artystycznej od wielu, wielu lat.

Polecane

SYSTEM OF A DOWN Hypnotize LP
SYSTEM OF A DOWN Hypnotize LP
69,97 zł brutto/1szt.Cena regularna: 125,99 zł brutto/1szt.-44%
SYSTEM OF A DOWN Toxicity LP
SYSTEM OF A DOWN Toxicity LP
69,97 zł brutto/1szt.Cena regularna: 125,99 zł brutto/1szt.-44%
Prawdziwe opinie klientów
4.9 / 5.0 28937 opinii
pixel