30 lat Nirvana Nevermind!
O tym zespole, o tym albumie powiedziano już wszystko. Hołdy, covery, artykuły, wywiady z innymi muzykami, plotki ze studia, plotki z tras promujących. Ja natomiast zawsze kiedy widzę Nirvanę przypomina mi się wypowiedź głównego bohatera filmu "The Wrestler", którą również uważam za jeden z bardziej trafionych opisów Nirvany - "Lata 80 rządziły, ale przyszedł Cobain i wszystko rozpieprzył". Dokładnie tak było. Czasy pudli, rajtuzów, eyelinerów zostały pogrzebane przez Kurta w 100%. Uwielbiam estetykę tych lat i kapele takie jak GNR, czy np. wczesny Skid Row, ale Nirvana stała się tym zespołem, którego potrzebowała scena rockowa. Młodzi słuchacze mieli już dość piosenek o miłości z kręcącymi się laseczkami w klipie. Kurt, Krist i Dave wnieśli to czego brakowało większości ówczesnych kapel - prawdziwy bunt. Ich muzyka stawała w kontrze wszystkiemu co ich otaczało. Czy oznacza to, że Nirvana była kapelą punkową? Jak najbardziej tak. Mieli właśnie ten rodzaj energii i jednocześnie pokazywali środkowy palec społeczeństwu i odrzucali panujące w nim normy. W ich muzyce nie było "solóweczek" łapiących za serce, nie było numerów pisanych pod radio za walizkę dolarów... Mimo to, a może właśnie dzięki temu, Cobain stał się symbolem kulturowym , głosem pokolenia, które szukało kogoś, kto wypowie się głośno o tym co ich trapi. Jednak czy Nirvana była najlepszym zespołem z tego nurtu? To już kwestia gustu, ja osobiście stawiam ich na ostatnim miejscu nazwijmy to "Wielkiej Czwórki z Seattle", nie zmienia to jednak faktu, że uwielbiam ich albumy po dziś dzień i wracam do nich co jakiś czas. Ich najpopularniejszy album, czyli "Nevermind" obchodzi w tym roku 30 lat. Przez 30 lat ten album inspirował, uczył oraz był wyznacznikiem jak 3 osoby mogą zrobić totalną rozpierduchę. Niedawno okazało się również, że przez 30 lat promował pedofilę i męczył psychicznie "chłopca" z okładki, ale odstawmy próby wyłudzenia kasy na bok... Skupmy się na zespole. Kurt był wielkim fanem takich kapel jak chociażby Beach Boys i kiedy "wyłączymy" w naszej głowie wszystkie przestery, punkowe jazgoty, to usłyszymy jak genialnie Cobain wprowadzał te melodie, harmonie w swoją muzę. Wystarczy odpalić "In Bloom", "On A Plain" czy "Langue Act", aby zrozumieć o czym mowa. Czy mam ulubiony numer na tym albumie? Hmmm... Może killing-jokeowy (he he) "Comes As You Are", czy dozujący emocję "Lithium", albo te punkowe petardy jak np. "Territorial Pissings". Nie wiem sam... Wiem natomiast, że najmniej lubię ograny do bólu przez każdą stację i każdego harcerza, który stara się poderwać dziewczynę przy ognisku... "Smells Like Teen Spirit". Naprawdę nie dziwię się samym muzykom, że w pewnym momencie nie mogli tego grać na żywo, nie kryjąc "obrzydzenia". Kiedy odpalam "Nevermind" to czasami staram się zaczynać od "In Bloom"... naprawdę, ile można. Moja "alergia" nie zmienia jednak faktu, że jest to numer pomnikowy, który zmienił chociażby MTV o 180 stopni. "Nevermind" to symbol lat 90 oraz jeden z najważniejszych albumów rockowych w historii gatunku.