WHITNEY HOUSTON Whitney Houston LP
Whitney Houston to jedna z najbardziej uznanych i jednocześnie jedna z najbardziej "nierównych" wokalistek w historii muzyki pop. Nie ma osoby, która chociaż raz nie słyszała jednego z jej największych hitów. Nie sposób nie kojarzyć ich, chociażby z radiowych list przebojów, gdzie często gościły. Nikt nie jest również na tyle szalony, aby podważać wielki talent Houston, który był, i dalej jest, dla wielu niedoścignionym ideałem.
Pomimo całego kultu Whitney i jej talentu wśród rzeszy fanów, jest wiele osób, której twórczość kwituje stwierdzeniem, że w zupełności wystarczy jakaś kompilacja z największymi hitami, a reszta może nie istnieć. Gdy słyszę takie słowa, to wprost dostaje szału. Moim zdaniem to przejaw dużej ignorancji, na zasadzie - nie znam płyt, ale znam numery z radia, więc po, co mi więcej. Kiedyś sam tak podchodziłem do tematu, co dziś uważam za błąd.
Debiutancki album Whitney, to właśnie potwierdzenie, że tego rodzaju myślenie jest czystą głupotą. Nie będę ukrywać, że uwielbiam tę płytę i uważam, że obok "I'm Your Baby Tonight" z 1990 oraz po części "My Love Is your Love" z 1998, to jej najlepsze wydawnictwo. Największym hitem tego krążka jest oczywiście popowy ultra-banger "How Will I Know", który przez wiele lat stanowił dla mnie wyznacznik tego albumu, bo wiadomo wystarczy "best of". Kiedy jednak dokładnie zagłębiłem się w album, to od razu zrobiło mi się głupio.
Otwierający tracklistę "You Give Good Love" od razu mnie zmiażdżył. Być może ktoś uzna mnie za szalonego, że tak bardzo rusza mnie popowy numer. Otóż może ruszać... a to za sprawą siły wokalu Whitney, doskonałego aranżu, który wzmacnia poziom emocji, tak że na ciele pojawia się gęsia skórka. W tym momencie przekonałem się na własnej skórze, jak dużo traciłem sięgając jedynie po składanki. Kolejny numer, czyli "Thinking About You", to na pierwszy rzut oka, zwykły synthowo-dyskotekowy przebój. Jednak kiedy głebiej wejdzie się w jego klimat, to dochodzi się do wniosku, że gdyby nie takie utwory czy wokale, to nigdy nie pojawiłoby się wiele doskonałych płyt, choćby "Renaissance" Beyonce. Wiele uznanych wokalistek jak Beyonce, Aaliyah czy Janet w trakcie wywiadów nie raz podkreślało wielki wpływ Houston na ich twórczość. Każdy kolejny track to w pewnym sensie esencja popu, r'n'b lat 80, który nie zestarzał się nawet na chwilę.
Oprócz Whitney na albumie pojawiają się również goście. Godny szczególnego polecenia jest "Nobody Loves Me Like You Do" z udziałem Jermaine Jacksona. Tak tak, z tych Jacksonów. Przy całym nadmuchaniu i filmowym rozmachu kompozycji, stworzyli tutaj, o dziwo, bardzo intymny klimat. Jedyne na, co mogę narzekać, to produkcja, i nie dotyczy to tylko tego numeru, ale całej płyty. Brakuje w tym "mięsa", dzięki któremu nagrania zyskałby naprawdę wiele. Gdyby Whitney miała tyle szczęścia, co Michael Jackson i nad produkcją muzyki czuwałby ktoś taki, jak Quincy Jones, to mielibyśmy "Thriller 2.0". Mimo wszystko, to co otrzymaliśmy, jest wciąż bardzo dobre.
Kolejne wydawnictwa wokalistki były zazwyczaj bardziej nastawione na przeboje, niż na jakość brzmienia. Z tego powodu jej albumy niekoniecznie zapisały się złotymi literami w historii popu i chyba też dlatego stała się artystką "składankową". Wymogi wytwórni i rodziny, która, tak jak w przypadku Michaela, żyła z jej talentu, były widocznie zbyt duże, aby w 100% opłacić je z bardziej ambitnej muzyki. Tak, czy inaczej nie można zapominać o jej dokonaniach i takich albumach, jak chociażby ten debiut, który moim zdaniem jest jednym z najlepszych popowych albumów lat 80.
Tracklista:
A1 You Give Good Love
A2 Thinking About You
A3 Someone For Me
A4 Saving All My Love For You
A5 Nobody Loves Me Like You Do
B1 How Will I Know
B2 All At Once
B3 Take Good Care Of My Heart
B4 Greatest Love Of All
B5 Hold Me