TAYLOR SWIFT Midnights LP BLOOD MOON
Co można napisać o wydawnictwie, o którym w sumie nie wiemy nic? Z jednej strony jest to frustrujące, a z drugiej strony możemy marzyć i śnić o tym, co usłyszymy na nowym albumie Taylor Swift.
Sen w wypadku tego LP jest również w pewnym sensie kluczowym zagadnieniem. Swift wprowadza nas w świat swoich przemyśleń, które towarzyszyły jej w trakcie bezsennych nocy. „Midnights" jawi się przez to jako concept album o bardzo intymnym charakterze, który być może wytyczy kierunek jej muzycznych poszukiwań. Nie uważam, że taka tematyka odnajdzie się w klimacie folkowym, czy typowo radiowo-popowym.
Kiedy spojrzymy na okładkę tego wydawnictwa, a dokładnie jedną z czterech, również zauważymy pewne zmiany. Nie ma tutaj wyrazistych kolorów, czy pięknych fotografii. Taylor postawiła na minimalizm i swojego rodzaju styl retro. W trakcie tworzenia tego konceptualnego albumu zainspirowała się starymi płytami, gdzie widzieliśmy zazwyczaj twarz artysty i tytuły piosenek. Fani doszukują się w tym inspiracji Fleetwood Mac, z czym się raczej nie zgadzam. Uwielbiam Stevie i wspomniany zespół, ale osobiście widzę w tym lekko alternatywne zacięcie, charakterystyczne dla lat 80. czy 90. Wszystkie fotografie, które wylądowały na okładkach „Midnights" spokojnie mogłyby się odnaleźć na wydawnictwach Sonic Youth czy Slowdive.
Widziałbym „Midnights" jako album w 100% alternatywny, a nawet dream popowy, serio. Być może brzmi to trochę banalnie, jeśli weźmiemy pod uwagę tematykę bezsenności, ale wyobraźcie to sobie: rozmyte, lekko hałasujące brzmienie, ciepły głos Taylor wprowadzający nas w świat jej trzynastu bezsennych nocy... No cudo! Tak jak wspomniałem na początku, wszystko to jest jedną wielką niewiadomą. Może faktycznie będzie to album w stylu Fleetwood Mac, a może Taylor postanowiła nagrać album blackgaze'owy, kto wie? Nie ulega jednak wątpliwości, że jest to jedna z najbardziej wyczekiwanych i niespodziewanych premier tego roku.
Tracklista: