SEPULTURA Quadra 2LP
Nie będzie to stricte recka tego albumu, a bardziej luźne przemyślenia o jednej z największych metalowych kapel ever. Sepultura kończy 40 lat i z tej właśnie okazji panowie postanowili zagrać ostatnią trasę i pożegnać się ze sceną na dobre. Trochę szkoda, a z drugiej strony rozumiem, że też należy się im odpoczynek. Chociaż nieraz takie zakończenia działalności były bardziej nowym początkiem, niż definitywnym pożegnaniem. Będzie co ma być, ale Sepultura jest jedną z najbardziej zasłużonych ekip na scenie, dlatego też pożegnanie jest huczne, takie jakie być powinno.
Mam wrażenie, że Green jest już lekko zmęczony trasami i nagrywaniem, ale to tylko moje obserwacje. Tak czy inaczej wieść o zakończeniu ich działalności poruszyła metalowy świat. Fani byli w szoku, ale dzięki tej trasie otrzymają możliwość godnego pożegnania się. Denerwuje mnie gadanie na zasadzie „No Cavalera, No Sepultura”, które często możemy zauważyć pod newsami dotyczącymi tej trasy. Nie kumam tego zupełnie. Sepultura to zespół, a nie jedna osoba. No, a nawet jeśli trzymamy się hasła, że bez Cavalery nie ma Sepultury, to albumy nagrane bez Maxa, ale jeszcze z Igorem, to też nie Sepultura? Weźmy chociażby „Against” z 1998 roku, czyli pierwszy album z Derrickiem na wokalu. Moim zdaniem brzmi to jak bardziej hardcorowa kontynuacja „Roots”, na którym zresztą też spora część fanów wieszała psy. Dlaczego? No jak to tak grać, gdzie thrash, gdzie ten cudowny prawdziwy metal, a nie jakieś nu-metalowe badziewie. No właśnie...
Przeciętny fan metalu zazwyczaj rości prawa do swojej ulubionej kapeli i to on chciałby decydować jak i z kim zespół ma grać. Niestety tak to nie działa. Max opuszczając Sepulturę stworzył masę swoich projektów, które nie zawsze rzucały na kolana. Z dyskografią Soulfly się trochę pogubiłem i uważam, że ostatni dobry album tej ekipy to „Dark Ages”, natomiast bardzo lubię Killer Be Killed oraz ostatni jego projekt Go Ahead And Die. Fanatycy z obozu Maxa twierdzą również, że Sepultura od lat bazuje jedynie na tym co nagrali z Maxem. Spoko, a na czym tak naprawdę bazuje Max w tym momencie? Odgrywanie tras z albumami Sepultury, czy ponowne nagranie „Morbid Visions / Bestial Devastation” to nie odcinanie kuponów?
W tym momencie bracia biorą na warsztat również „Schizofrenię”, która jak dla mnie już nie jest jedynie ich dziełem. Był to pierwszy album z Kisserem, który jednak wpisał się w sound tego albumu i jest jak dla mnie jego bardzo ważnym elementem. Co prawda nowa wersja „Escape to the Void” brzmi potężnie, ale uważam, że nie jest to jakoś mega potrzebne. Mam nadzieję, że nie dojdziemy do momentu, kiedy to Max i Igor będą chcieli nagrać raz jeszcze „Arise” czy wspomniane „Roots”. Nie hejtuję, bo sam chodzę na te koncerty i reanimowane początki Sepultury naprawdę mi się podobały, jednak staram zachować w tym wszystkim zdrowy rozsądek.
Era z Derrickiem w roli wokalisty nie jest oczywiście bez skazy. O ile wspomniany „Against” czy „A-Lex” lubię, mam sentyment do „Roorback”, to jest tam też dużo strzelania na oślep w tej części dyskografii Sepultury. Nie podobało mi się „Nation”, uważam, że było zbyt przekombinowane. Tak jakby panowie postawili sobie za punkt honoru przeskoczenie „Roots”. No moim zdaniem takie albumy nagrywa się tylko raz i tyle. Trzeba iść do przodu, a nie rywalizować z samym sobą. Natomiast takim krążkom jak „Dante XXI” czy „Kairos” pomimo całej agresji zawartej w tych numerach czegoś brakowało. Nie chodzi tu o Maxa czy Igora, a bardziej o pewne doszlifowanie tej muzy i pomysłów.
Uważam, że jednak od albumu „The Mediator Between Head and Hands Must Be the Heart” wszystko to tak naprawdę zaczęło się trzymać kupy i albumy nagrywane już po tym krążku są naprawdę zajebiste. Nowy nabytek zespołu, czyli Eloy Casagrande okazał się prawdziwym skarbem i gościem, który wreszcie idealnie zastąpił Igora, który opuścił Sepulturę po „Roorback”. „Machine Messiah” jeszcze bardziej pokazało to, że „The Mediator...” nie był przypadkiem. Natomiast album zamykający ich dyskografię (nie liczę projektu „Sepulquarta”), czyli właśnie „Quadra” jest dla mnie jednym z najlepszych albumów Sepultury, a na bank najlepszym z Greenem w roli wokalisty. Powiem więcej, stawiam go na równi z takimi tytułami jak „Arise” czy moim ukochanym „Chaos A.D.”.
Panowie tutaj idealnie połączyli swoje dwa okresy i otworzyli kolejny rozdział swojej kariery. Jest w tym wszystkim „plemienność” Maxa, jak i bardziej hardcorowe, surowe brzmienie Greena. Odpalcie sobie chociażby „Means to an End” czy „Capital Enslavement”. Wszystko to zostało oczywiście idealnie wyważone i zagrane. Miałem wrażenie, że przy tym krążku nawet fanatycy braci nie mieli nic do zarzucenia temu tytułowi. Kiedy sam pierwszy raz usłyszałem „Isolation” promujące ten krążek, to było po prostu „wow”. Dawno już nie słyszałem takiej świeżości w ich muzie i równocześnie takiej wściekłości.
Wydaje mi się, że Andreas trochę posiedział nad tymi riffami, bo serio jego gitary brzmią tutaj jak za dawnych czasów. Green również nagrał tutaj moim zdaniem swoje najlepsze wokale. Nie zajmuje się jedynie darciem gęby, ale też wreszcie dostał możliwość pokazania swojej wszechstronności. Śpiewane fragmenty „Agony of Defeat” czy kończącym wszystko „Fear, Pain, Chaos, Suffering” otwierają nowe możliwości przed tym bandem, które tak jak wspomniałem miałem nadzieję zostaną rozwinięte na kolejnych krążkach. Szkoda. Prawdziwym bohaterem tego albumu jest jednak Eloy, który gra tutaj niesamowicie. Niestety nie bierze on udziału w trasie pożegnalnej Sepultury, ponieważ jak już wiemy, mierzy swoją maskę w Slipknocie. Uważam, że jest to mega zdolny muzyk, dlatego też w pełni rozumiem jego decyzję, ale szkoda, że nie dopnie do końca ostatniego rozdziału Sepultury, którego jak wiemy był bardzo ważnym elementem.
Na sam koniec pozwolę sobie również lekko pofantazjować... Wyobrażacie sobie, gdyby pożegnalna trasa została odegrana na dwa wokale? Derrick, Max, na perce Igor i do tego Paul i Andreas? To byłoby coś, ale no niestety, jak widać niechęć na linii Kisser - Cavalera jest zbyt duża. Nie zmienia to faktu, że Sepultura to kawał historii metalu i zarówno z Maxem i Derrickiem mieli lepsze i gorsze momenty. Mam nadzieję, że nawet po zakończeniu działalności tej kapeli panowie jeszcze uraczą nas nowymi projektami, a może moja fantazja stanie się rzeczywistością?
Tracklista:
A1 Isolation
A2 Means To An End
A3 Last Time
B1 Capital Enslavement
B2 Ali
B3 Raging Void
C1 Guardians Of Earth
C2 The Pentagram
C3 Autem
D1 Quadra
D2 Agony Of Defeat
D3 Fear, Pain, Chaos, Suffering