MY BLOODY VALENTINE Mbv LP DELUXE
My Bloody Valentine to fenomen, którego echa słychać w dzisiejszym indie graniu do dziś. Ich muzyka wyprzedziła epokę i kształtowała gusta muzyczne wielu słuchaczy. Mimo bardzo skromnej ilości płyt w dyskografii doczekał się statusu zespołu kultowego, a każdy album, EPka są wręcz "biblią" fanów alternatywy.
W momencie, gdy pierwszy raz odpaliłem ich debiutancki album, mój muzyczny świat runął w gruzach. Nie miałem pojęcia z czym to jeść. Materiał zawarty na "Isn't Anything" był brudny, niechlujny, ale to właśnie mnie urzekło. Nie liczyła się tu technika, a serce i pomysł włożony w tą muzę. Natomiast przy "Loveless" już nie miałem wątpliwości... Zastanawiałem się tylko jak mogłaby wyglądać, brzmieć ich trzecia płyta, gdyby MBV nadal funkcjonowało. Wydawało mi się wtedy, że te pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
Kiedy to Panie i Panowie z kapeli powiedzieli, że czas na trzeci, pełny "rozdział" w ich twórczości fani i krytycy zacierali z radości ręce. Nie ukrywam, że sam zaliczałem się do tego grona i z niecierpliwością oczekiwałem kolejnej odsłony ich "rewolucji". Miałem przy tym lekkie obawy, ponieważ zdarzało się, że wielkie powroty wielkich zespołów nie raz kończyły się fiaskiem i pozostawiały rysę legendarnym wizerunku. Jednak w przypadku "szalonego" Kevina i jego towarzyszy, nigdy nic nie było zbyt oczywiste. Wiadomo było, że materiał na "Mbv" powstawał tuż przed rozpadem kapeli w 1997 oraz po reaktywacji na przełomie lat 2006 - 2011.
"Mbv" to podróż pełna nostalgii, zapomnianych, czasami lekko "odjechanych" dźwięków, którymi posługują się tylko oni. Muzyka na płycie, tak jak wcześniej, była ciężkostrawna, nasycona nieprzystępnymi brzmieniami, ale chyba z założenia takie nigdy nie miały być. Automatycznie zakochałem się w takich numerach jak "Who sees you", "In another way" czy "New you". Od razu skojarzyły mi się z latami 90, czyli klasycznym okresem MBV. Podobnie, jak w przypadku "Loveless", jest to płyta, do której trzeba dojrzeć, w którą należy się wgryźć. Muzyka jest bardzo wymagająca, ale też bardzo, nazwijmy to, "plastyczna".
Czy "Mbv" to tak naprawdę album z piosenkami? Mimo, że w całym tym huku ukryte są piękne melodie oraz klimat, którego nie da się podrobić, to nie jest zwykła muzyka. Postrzegam go bardziej, jako zbiór dźwięków, które mają być odbiciem naszych emocji, naszych pragnień, myśli, ale też lęków i cierpienia. Na tym właśnie polega ta "plastyczność". Każdy może usłyszeć w niej to, co chce i aktualnie czuje.
Uważam, że "Mbv" jest bardzo dobrym i udanym powrotem. Co prawda nie zrobił na mnie, aż tak dużego wrażenia, jak debiut czy kompilacja "EP's 1988–1991", ale cieszę się, że zespół znów jest aktywny. Mam również nadzieję, jako fan, że na kolejną "emocjonalną bombę" od My Bloody Valentine nie będziemy musieli czekać aż 22 lata.
Tracklista:
A1 She Found Now
A2 Only Tomorrow
A3 Who Sees You
A4 Is This And Yes
B1 If I Am
B2 New You
B3 In Another Way
B4 Nothing Is
B5 Wonder 2