MADONNA Ray Of Light 2LP
Madonna zawsze była muzycznym kameleonem i bezdyskusyjną ikoną. Jeśli ktoś uważa, że jest przegadana czy przeceniana, to albo jest szalony, albo nigdy nie słyszał chociażby „True Blue”. Uważam, że do albumu „Confessions on a Dance Floor” każdy jej album był spójną całością i kopalnią hitów czy pomysłów dla kolejnych pokoleń. Kiedy pierwszy raz odpaliłem „Like A Prayer” czy „Bedtime Stories” z automatu stałem się fanem jej twórczości.
Jednak prawdziwy skarb otrzymałem pod koniec lat 90. w postaci albumu „Ray Of Light”. Madonna tym krążkiem powróciła do świata muzyki pop oraz na taneczne parkiety. Jednak nie była to zwykła dyskoteka, ale wysmakowana podróż, która zahaczała o popowe arcydzieło. Po czteroletniej przerwie w towarzystwie zaufanego współpracownika Patricka Leonarda oraz Williama Orbita ruszyły prace nad jej ósmym albumem. Po pierwszym singlu, czyli kultowym „Frozen” wiadome było, że ten album to będzie coś. Pomimo, że ten singiel był grany wszędzie i zna się go na pamięć, nadal porusza i jest potwierdzeniem wielkiej klasy Madonny. Był w tym mrok, niepokój, ale też niesamowita przebojowość, no i ten klip! Kiedy dorwałem cały album, oczywiście na kasecie, katowałem go godzinami.
Numer, który wrył się w moje serce od pierwszego przesłuchania i siedzi w nim do dziś, to „Skin”. Chyba pomimo upływu tylu lat jest to nadal mój ulubiony numer na tym krążku. Idealnie wprowadza w trans i jednocześnie jest jednym z najlepszych numerów ukazujących nowy styl Madonny. Warto zaznaczyć również, że pomimo flirtu z techniawką mamy tutaj też mnogość żywych instrumentów, które mieszają się i uzupełniają taneczne podkłady „Ray Of Light”. Już otwierający i genialny zarazem „Drowned World/Substitute For Love” daje nam wszystko to, czym żyła elektronika końca lat 90., ale też wręcz lekko shoegaze’ową przestrzeń w gitarach. Cudo.
Jednak nie samymi gitarami czy perkusją człowiek żyje... Bardzo fajnie zagrały orkiestracje w pięknym „The Power Of Good-Bye”. Ta nastrojowa ballada opowiadająca o rozstaniu i jednoczesnej miłości do drugiej osoby, to również jeden z mocniejszych fragmentów tego albumu. Ktoś może powiedzieć: „No dobra. Ballady, rozstania, mrok, a gdzie te taneczne parkiety, o których pisałeś?”. Odpalcie sobie singlowy „Nothing Really Matters”. Uwielbiam ten numer, jego klimat, jego vibe i tekst. Pomimo, że Madonna nigdy nie była wielką poetką, na tym albumie naprawdę wszystko się zgadza. Teksty nie są bardzo wyszukane, ale uderzają w nas tak, jak powinny. Album ten jest jedną całością, aczkolwiek, każdy numer to zupełnie inna muzyczna wizja zawierająca swoje wyjątkowe smaczki. Muzyka elektroniczna ma to do siebie, że czasami bardzo szybko się starzeje. To co brzmiało świeżo w danym roku, np. po dekadzie zaczyna trącić myszką. Na „Ray Of Light” wszystkie detale i skrupulatna produkcja spowodowały, że pomimo upływu 25 lat (szok) ten album nadal ma duszę i nadal zachwyca.
Tracklista:
A1 Drowned World/Substitute For Love
A2 Swim
A3 Ray Of Light
B1 Candy Perfume Girl
B2 Skin
B3 Nothing Really Matters
C1 Sky Fits Heaven
C2 Shanti/Ashtangi
C3 Frozen
C4 The Power Of Good-Bye
D1 To Have And Not To Hold
D2 Little Star
D3 Mer Girl