MADONNA Celebration 4LP
Madonna to absolutna ikona. Można się śmiać, że nie jest dobrą wokalistką, że do talentu chociażby Jacksona to jej daleko, że powinna już odpuścić, bo teraz tylko epatuje nagością i szaleje z operacjami plastycznymi. Jednak pomimo hejtów to właśnie ona jest i raczej będzie na absolutnym topie przez kolejne lata. To na jej koncerty ludzie walą drzwiami oknami i z wypiekami na twarzy wyczekują na nowe numery i albumy.
Mimo, że mój kontakt z jej twórczością osłabł od albumu „MDNA”, to wszystko co było przed tym krążkiem uwielbiam, a jak nie uwielbiam, to przynajmniej bardzo lubię. Pierwsze albumy jakie poznałem sięgają lat 80., a dokładnie zacząłem od „True Blue”. Do dziś jest to mój ukochany album Madonny. Od zawsze byłem zafascynowany bardziej sceną hc punk, jednak potrafiłem docenić po prostu świetną muzę zupełnie z innej bajki.
Madonna sama zresztą była jednym z muzycznych kameleonów, z których twórczością obcowałem. W jej muzyce było disco, pop, house, na muzyce alternatywnej czy trip hopowej kończąc. Dla wielu była przez to symbolem geniuszu, dla innych zaś marionetką bez własnego ja – z czym się zupełnie nie zgadzam. Swobodne poruszanie się między stylami i eksperymentowanie z muzą, czy też wyglądem to wielki atut Madonny. Artystka tworzyła nowe osobowości, tak jak w przypadku „American Life” czy „Madame X”. Oczywiście nie ma tu mowy o tworzeniu nowych postaci jak Bowie przy Ziggym, ale zawsze jest inna, zawsze stara się czymś zaskoczyć.
„Celebration” to jej składanka z 2009 roku, która zawierała 34 znane hity i dwa premierowe numery. Nie jestem fanem składanek, bo wolę mieć całą dyskografię lub przynajmniej najlepsze studyjne krążki danego artysty. Chociaż w przypadku tego „the best of” zrobiłem wyjątek, bo strasznie podoba mi się pop-artowa szata graficzna, która jest również jednym z moich ulubionych portretów Madonny.
Przejdźmy do warstwy muzycznej. Jest to zestaw najpopularniejszych numerów Madonny, ot taka Madonna w pigułce. Jednak czy najpopularniejsze oznacza najlepsze? Nie dla mnie. Brakuje mi tu kilku numerów, które bardzo lubię. Weźmy na warsztat taki krążek jak „Like A Virgin” za którym nie przepadam, ale są tam dwie perły w postaci „Angel” oraz „Love Don’t Live Here Anymore”, który nie był wielkim hitem jak chociażby „Material Girl” i dlatego gdzieś przepadł w jej katalogu.
Mógłbym tak rzucać tytułami w sumie z każdego jej albumu, ale czy jest sens? Jeśli skupimy się tylko i wyłącznie, że celem „Celebration” jest zebranie hitów i jednoczesne złożenie hołdu jednej z największych gwiazd muzyki pop, to faktycznie jest zrobione to idealnie. Zawsze również mam nadzieję, że tego typu albumy służą jako idealny początek do wielkiej przygody z danym artystą, a jeśli chodzi o Madonnę to serio jest z czym szaleć.
Tracklista:
A1 Hung Up
A2 Music
A3 Vogue
A4 4 Minutes
B1 Holiday
B2 Everybody
B3 Like A Virgin
B4 Into The Groove
C1 Like A Prayer
C2 Ray Of Light
C3 Sorry
C4 Express Yourself
C5 Open Your Heart
D1 Borderline
D2 Secret
D3 Erotica
D4 Justify My Love
D5 Revolver
E1 Dress You Up
E2 Material Girl
E3 La Isla Bonita
E4 Papa Don't Preach
E5 Lucky Star
F1 Burning Up
F2 Crazy For You
F3 Who's That Girl
F4 Frozen
G1 Miles Away
G2 Take A Bow
G3 Live To Tell
G4 Beautiful Stranger
H1 Hollywood
H2 Die Another Day
H3 Don't Tell Me
H4 Cherish
H5 Celebration