LEE MORGAN Search For The New Land (Blue Note Classic) LP
Album-ikona... Lee Morgan zapisał się wielkimi literami w historii jazzu, a szczególnie hard bopu. Jego udział w zespole The Jazz Messengers, który towarzyszył Coltrane’owi na albumie „Blue Train” tak naprawdę postawił mu pomnik za życia. Jednak Morgan to nie tylko wspomniany album. Jego solowe dokonania, jak „The Sidewinder” czy „Leeway” to absolutne klasyki, które trzeba znać.
Gdybym musiał wymienić jeden tytuł to postawiłbym właśnie na „Search for the New Land”. Morgan zrobił tu mały skok w bok i pochylił się nad rosnącym pod względem popularności post-bopowy trend. Wszystkie kompozycje stworzył sam, a materiał został zarejestrowany w studiu Rudy’ego Van Geldera.
Jednak nie spotkał się z przychylnością ze strony Blue Note. Osoby decyzyjne uznały, że jest to muzyka mało komercyjna, która w żaden sposób nie zainteresuje słuchaczy. To kolejny dowód na to, że wszystkie te mądre głowy znają się tak na muzyce, że szok. Ile płyt, ilu wykonawców przepadło tylko i wyłącznie dlatego, że jeden snob z drugim uważa, że coś się dobrze nie sprzeda... Jednak po około dwóch latach od zarejestrowania tego albumu ktoś poszedł po rozum do głowy i postanowił to wypuścić z archiwum.
Okazało się, że album skradł serca słuchaczy. Muzyka ta brzmiała nadal świeżo i ciągle zachwycała. Oczywiście nie było w tym zasługi jedynie dyrektora projektu. Morgan zaprosił do współpracy Wayne’a Reggiego Workmana, Billy’ego Higginsa, Granta Greena oraz Wayne’a Shortera i Herbiego Hancocka z kwintetu Milesa Davisa. Nazwiska te mówią same za siebie, dlatego tym bardziej dziwi decyzja ludzi z Blue Note.
Całość wita nas numerem tytułowym, który można opisać jednym słowem: „genialny”. Wysublimowanie i wyczucie muzyków tu grających powala od pierwszych minut. Nie jest to co prawda taki jazz, jaki uwielbiam, czyli nie ma tu zawrotnego tempa i szaleństwa, ale... Subtelność jaką panowie tu uzyskali jest niesamowita i nawet mocniejsze, bardziej improwizowane fragmenty nie są w stanie zepsuć tej muzycznej sielanki. Pomimo, że każdy z muzyków stara się już w tym numerze zaznaczyć swoje uczestnictwo, i tak pozostają jednym organizmem, jedną muzyczną całością.
Nie zgadzam się jednak z opinią, że w blasku tego numeru reszta albumu wydaje się nijaka. Takie tracki jak „The Joker” czy „Melancholee” to prawdziwe jazzowe perły, obok których nie można przejść obojętnie. Nacisk kładę szczególnie na ten ostatni numer, gdyż jest to mój ulubiony fragment całego krążka, mimo że jest to typowa jazzowa pościelówa. Szaleństwo natomiast odnajduję w „Morgan The Pirate”, w którym Hancock ze swoim pianinem nie bierze jeńców i jednocześnie oczarowuje słuchacza.
Ten album to klasyk i po prostu trzeba go znać i mieć w swojej płytotece. Dla ludzi, którzy niekoniecznie siedzą w jazzie, albo takich którzy chcą wychylić głowę z twórczości Davisa czy Coltrane’a, ten krążek będzie również idealną przepustką do świata równie genialnej muzy.
Tracklista:
A1 Search For The New Land
A2 The Joker
B1 Mr. Kenyatta
B2 Melancholee
B3 Morgan The Pirate