KRAFTWERK Radio-Aktivität LP YELLOW (GERMAN)
Nigdy nie byłem wielkim fanem Kraftwerk. Oczywiście nie wynika to z tego, że robili słabą muzę. Bardziej chodzi o fanów tej kapeli, z którymi przecięły mi się drogi. Nieważne co się działo, czy leciało Depeche Mode, czy serial w TV, komentarz był taki sam – „Kraftwerk zrobili to wcześniej...” Ogólnie każdy band z syntezatorem w składzie miał u nich przechlapane, bo wiadomo kto zrobił to pierwszy.
Czasami miałem wrażenie, że ich zdaniem Kraftwerk czy Tangerine Dream stworzyli pojęcie muzyki. Dlatego też w pewnym momencie swojej edukacji muzycznej totalnie olałem temat tego zespołu. Jednak z czasem wracałem do tego bandu, bo nie da się uciec od takiej klasyki. Szczególnie do tych bardziej elektronicznych płyt. Nie podzielałem również zdania, że muszą śpiewać tylko po niemiecku, że inaczej to nie ma sensu. W przypadku Kraftwerk liczy się muza, wokal jest jedynie dodatkiem, przynajmniej dla mnie.
„Radio-Aktivität” czy też „Radio-Activity” był jednym z tych albumów przy którym zatrzymałem się na dłuższą chwilę i punktem od którego ich muza interesuje mnie najbardziej. Był to również tak naprawdę pierwszy w pełni wypełniony elektroniką album zespołu. Panowie wykorzystali tutaj wszelkiej maści syntezatory, automaty perkusyjne oraz nawet licznik Geigera, którego dźwięk rozpoczyna ten album. Był to również debiut klasycznego składu Kraftwerk, który zapisał się na stałe w historii muzyki. Wszystkiemu winny jest tak naprawdę numer tytułowy! Właśnie on sprawił, że wsiąknąłem w ten radioaktywny muzyczny świat.
Brzmienie i przestrzeń zamknięta w tych syntezatorowych dźwiękach totalnie wciągnęła mnie w ich twórczość i ten album... Numery tu zawarte były znacznie bardziej przebojowe i jednocześnie mocno osadzone w estetyce synthpopowej. Nie będę ukrywać, że bardziej wolę ich piosenkową stronę i takie numery jak „Antenna” czy „Ätherwellen” / „Airwaves”. Genialne, synthowe numery, których brzmienie nadal chwyta za serce.
Jeśli jednak spojrzymy na zestawienie dyskografii Kraftwerk, to album ten pozostaje troszkę w cieniu innych. Dlaczego? Wydaje mi się, że głównym powodem jest to, co w dużym stopniu mnie uwiodło jeśli chodzi o ten tytuł. Fanom nie odpowiadały te bardziej melodyjne brzmienia i przebojowość. Oczekiwano bardziej złożonych kompozycji, a nie jedynie synthowego brzmienia. Wiadomo, zespół ma grać tak, jak chcą fani! Nigdy nie rozumiałem i nie zrozumiem takiego podejścia...
Dla mnie jest to jeden z najlepszych albumów Kraftwerk, który z jednej stronny hołduje synthowym brzmieniom, rozpoczyna ich nowy okres, a z drugiej kipi od genialnych muzycznych rozwiązań. No cóż... Klasyk i drogowskaz dla kolejnych pokoleń i zespołów lat 80., które podobnie jak ja zakochały się w magii zaklętej w syntezatorach Kraftwerk.
Tracklista:
A1 Geigerzähler
A2 Radioaktivität
A3 Radioland
A4 Ätherwellen
A5 Sendepause
A6 Nachrichten
B1 Die Stimme Der Energie
B2 Antenne
B3 Radio Sterne
B4 Uran
B5 Transistor
B6 Ohm Sweet Ohm