JUNGLE Volcano BLACK LP
Wakacje co raz bliżej, dlatego też powoli na rynku pojawiają się coraz to nowsze wydawnictwa, których głównym celem jest stworzenie klimatu pod wszystkie niezapomniane wakacyjne imprezy. Z założenia tego typu muzyka ma być tłem, ma nam nie przeszkadzać w letnim relaksie lub zapraszać nas do tańca przy kolorowych drinkach spożywanych w modnych klubach albo na piaszczystych plażach. Kompozycje zazwyczaj nie są wymagające i skomplikowane, a skoncentrowane są na dawaniu odbiorcom radości, czasami posłużyć nawet jako ścieżka dźwiękowa pod filmik na instagramie, tak aby znajomym jeszcze bardziej "gul" skoczył z zazdrości. Wakacyjna muza to przeważnie zlepek brzmień balansujących między house'ującym funkiem, a soul-popem. Natomiast w przypadku słuchaczy bardziej wymagających, alternatywnych, dodaje się jeszcze "jazzowe" pianinko i ogólnie fajnie jest. Jednak nie każdy wykonawca poruszający się w tego rodzaju klimatach, musi być jedynie "wakacyjny". Brytyjski duet Jungle jest tego idealnym przykładem.
Nie będę Was oszukiwał, że zasłuchuję się godzinami w muzie tego zespołu albo nigdy nie słyszałem nic lepszego czy też o taką elektronikę "walczyłem". Nic z tych rzeczy. Jeśli miałbym już wskazać artystów, którzy potrafią zamknąć w swoich brzmieniach słońce oraz beztroskę, unikając kiczu, tandety i nagrywając przy tym kawał bardzo dobrej, klimatycznej muzy, to z pewnością mój wybór padłby na Jungle.
Z twórczością zespołu po raz pierwszy zetknąłem się przy okazji albumu "For Ever" z 2018. Znajoma podkręciła ten temat, ze względu na moją wielką miłość do funku i soulu. Muzyka duetu czarowała swoim groovem, tłustym brzmieniem i osadzeniem w "tradycji", ale podaną w nowoczesny, charakterystyczny dla XXI wieku sposób. Nie ważne, czy był to funkowy "banger" czy bardziej "płynące" dźwięki, wszystko tam siedziało idealnie. Takie numery jak "Beat 54 (All Good Now)" lub genialny "Mama Oh No" nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że mam do czynienia z doskonałymi muzykami. To ile razy przesłuchałem "House in LA", nie jestem nawet w stanie zliczyć. Ich muzyka sprawiała, że chciałem tańczyć, ale też otulała mnie "ciepłym" soulowym brzmieniem.
Kolejne wydawnictwo, czyli "Love In Stereo" nie przyniosło spektakularnego, muzycznego zaskoczenia. Mimo, że był to bardzo dobry, a może nawet najlepszy w ich dotychczasowej dyskografii album, to jednak nie miał tego w sobie tego czegoś, co sprawiłoby, że stale wracałbym do niego. Muzyka fajnie brzmiała na słuchawkach w trakcie spacerów czy też wieczorami, kiedy chciałem uciec od wszystkiego, co mnie otacza. Jednak teraz jest teraz i przed nami premiera "Volcano".
Czy czwarty album Jungle będzie faktycznie wulkanem emocji, z którego "wyleją" się genialne numery? Wydaje mi się, że za wcześnie jest na takie osądy. Nie zmienia to faktu, że singlowy utwór promujący nadchodzące wydawnictwo brzmi naprawdę świetnie. Z "Candle Flame" bije pozytywna energia, a w połączeniu z klipem, już totalnie powala! Teledysk jest też idealnym przykładem tego, że nie trzeba wydawać miliona dolców, aby stworzyć super film. Sami twórcy podkreślają, że ten numer uosabia to wszystko, co stoi za Jungle, czyli kreatywność, pasję w tworzeniu muzyki, która ma dotknąć serc i umysłów fanów. Album z założenia ma być zastrzykiem pozytywnej energii, ma przynieść radość słuchaczom. Serio, kiedy odpala się ten track, to nie sposób się nie zgodzić. Jungle to doskonali muzycy, którzy dobrze wiedzą, co robią i ten album pewnie potwierdzi moje słowa.
Tracklista:
A1 Us Against The World
A2 Holding On
A3 Candle Flame (featuring The Architect)
A4 Dominoes
A5 I've Been In Love (featuring Channel Tres)
A6 Back On 74
A7 You Ain't No Celebrity (featuring Roots Manuva)
B1 Coming Back
B2 Don't Play (featuring Mood Talk)
B3 Every Night
B4 Problemz
B5 Good At Breaking Hearts
B6 Palm Trees
B7 Pretty Little Thing (featuring Bas)