JOE BONAMASSA Tales Of Time BLACK 3LP
Przed Wami kolejny, chyba, 457 koncertowy album Bonamassy! Nie? No dobra, żarty na bok.
Joe to niekwestionowany mistrz blues rockowej gitary i jedna z najbardziej rozpoznawalnych postaci szeroko rozumianej sceny rockowej. Jego albumy, charakterystyczny styl gry, wyczucie oraz brzmienie od lat elektryzuje fanów rocka. Jest w pewnym sensie symbolem amerykańskiego grania osadzonego w czarnej kulturze, z której czerpie pełnymi garściami, przy jednoczesnym ukłonie w kierunku rockowych tradycji.
Muzyka Bonamassy, z jednej strony jest bardzo przebojowa, typowo radiowo-rockowa, czasami wręcz festyniarsko-popisowa, a z drugiej, zachowuje ducha Missisipi, którym rozkochał w sobie ortodoksyjnych bluesmanów. Idąc dalej, uważam, że z pełnym sukcesem udało mu się pogodzić różne odmiany rocka. Dlaczego? Jego nagrania zdobędą serca zarówno miłośników Harleyów, jedzących hot dogi i pijących piwo w koszulkach z potężnym orłem, jak i bluesmanów rodem z "zakapiorskich" klubów, śmierdzących tanią whisky i szlugami. Nie jest istotne czy ktoś kocha BB Kinga i Led Zeppelin, czy woli bardziej komercyjne oblicze Garry'ego Moore'a, tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Nie mogę sobie wyobrazić "rockersa", który nie zna kultowej już płyty "The Ballad of John Henry" lub fenomenalnych duetów z Beth Hart. Joe stał się wyznacznikiem tego jak w XXI wieku można dobrze grać "dad rock".
"Tales Of Time", jak wspominałem na początku, to kolejny koncertowy album. Wybór materiału zagranego podczas live'u w dużym stopniu opiera się na ostatnim studyjnym krążku Bonamassy "Time Clocks". To co tam otrzymujemy, jest niezaprzeczalnym dowodem na to, że jego muzyka stanowi most rzucony między różnymi rockowymi światami. "Time Clocks", który posłużył również do promocji "Tales Of Time", jest ukłonem w kierunku twórczości Springsteena. Dzięki potężnemu brzmieniu chóru, wersja live numeru zyskała jeszcze więcej, stała się jeszcze bardziej amerykańska, w dobrym tego słowa znaczeniu. Gdyby ktoś mi powiedział, że to kompozycja napisana przez Bossa, to od razu bym to "łyknął". Jednocześnie, obok takiej "Ameryki" otrzymujemy utwór "The Heart That Never Waits". No proszę Państwa... Klasa i jeszcze raz klasa. Zarówno jeden, jak i drugi, kawałek pokazują to jak uniwersalnym muzykiem jest Joe i jak na przestrzeni lat stworzył swój własny, niepowtarzalny styl.
Czy ten kolejny koncertowy album coś zmieni w dyskografii Bonamassy? Pewnie nie, ale jest to potwierdzenie wielkiej muzycznej klasy i ugruntowanie jego pozycji jako prawdziwego "American Treasure"
Tracklista:
A1 Notches
A2 The Heart That Never Waits
B1 Curtain Call
B2 Mind's Eye
B3 Questions And Answers
C1 The Loyal Kind
C2 Known Unknowns
C3 Time Clocks
D1 Dust Bowl
D2 Evil Mama
D3 Midnight Blues
E1 Just 'Cos You Can Don't Mean You Should
E2 Mountain Time
F1 I Didn't Think She Would Do It
F2 The Ballad Of John Henry