IRON MAIDEN Somewhere In Time LP
Najnowsza trasa Iron Maiden "The Future Past Tour" to wydarzenie, na które wielu fanów czekało od lat. Panowie postanowili wreszcie skupić się na jednym z najlepszych, a moim zdaniem najlepszym, albumie ze swojej dyskografii, czyli "Somewhere In Time". Jest to też doskonała okazja, aby przypomnieć, odświeżyć sobie ten genialny krążek.
Pomimo, że nie jestem fanem ich ostatnich dokonań takich, jak "The Final Frontier", "The Book of Souls" czy "Senjutsu", to w dalszym ciągu uważam Iron Maiden za mega kapelę, a takie albumy jak "Somewhere In Time" to absolut heavy metalu. Maideni nagrywając płytę postanowili odejść z ciasnych ram narzucanych przez NWOBHM i trochę poeksperymentować z technologią. Nawet firmowa maskotka Eddie na okładce wygląda nowocześnie, futurystycznie. Panowie pokazali środkowy palec wszystkim krytykom zarzucającym im kopiowanie samych siebie i brak muzycznego rozwoju. Pierwszy raz w swojej karierze Ironi zastosowali również brzmienia syntezatorów, które tak naprawdę stworzyły niepowtarzalny klimat i brzmienie. Każdy z numerów na "Somewhere In Time" to poezja i jednocześnie wizytówka brzmienia heavy metalu połowy lat 80.
W otwierającym płytę "Caught Somewhere In Time" odnajdowałem "egipskie", bardziej klasyczne echo "Powerslave", a także wywołaną wcześniej, fascynację nowinkami technicznymi. Wyjątkowości numerowi dodaje niesamowity głos Bruce'a znajdującego się ówcześnie w szczytowej formie. Po epickim wstępie przechodzimy do największego hitu tego tytułu. "Wasted Years" to utwór, który zna każdy fan Maidenów i jednocześnie utwór, którym Adrian Smith udowodnił, że jest równie wielkim kompozytorem, co Steve Harris. Gdy słyszę ten numer automatycznie pojawia się w mojej głowie lawina wspomnień. Jego tekst, jego melodie, to prawdziwa podróż w czasie do okresu dzieciństwa, do imprez, do tego wszystkiego, co już bezpowrotnie minęło. Do dziś zresztą pamiętam, że Pyzi (jeden z moich najlepszych kumpli) miał tekst utworu przyklejony na ścianie w pokoju. Wspomnień czar...
Moim ukochanym numerem i wizytówką całego albumu jest i od zawsze był "Stranger In A Strange Land". Mam świadomość, że dla większości fanów, prawdziwą perłą tego krążka jest kolos w postaci "Alexander The Great". To w jaki sposób Panowie budują napięcie i klimat w "Stranger...", jest niesamowite. Bas Harrisa, zagrywki Murray'a i Smith'a, no i znów TEN wokal Dickinsona! Nie wyobrażam sobie, aby ktoś inny mógł to zaśpiewać, czy też ogólnie, stać na czele Iron Maiden (z całym szacunkiem do Paul'a i Blaze'a). Za każdym razem, kiedy wchodzi fragment "What became of the man that started..." mam ciarki. Bruce nie miał sobie równych w tym czasie. W jego głosie była moc, ale też tajemnica i lekko "filmowa" narracja, dzięki której potrafił genialnie wprowadzać słuchacza w historie ukryte w piosenkach Maiden.
"Somwhere I Time" to magia ukryta w dźwiękach i jednocześnie esencja heavy metalu. Jeśli nawet nie jest mi po drodze z ich ostatnimi dokonaniami, to wszystko, co nagrali do "Brave New World", to moim zdaniem absolutny "must have" fana metalu. No cóż, nie pozostaje nic innego jak dorzucić "Up The Irons" i kolejny raz odbyć podróż w czasie z tymi Dziadkami.
Tracklista:
A1 Caught Somewhere In Time
A2 Wasted Years
A3 Sea Of Madness
A4 Heaven Can Wait
B1 The Loneliness Of The Long Distance Runner
B2 Stranger In A Strange Land
B3 Deja-Vu
B4 Alexander The Great