IRON MAIDEN Senjutsu 3LP RED & BLACK
Iron Maiden to zespół, który jest bardzo ważny w mojej edukacji muzycznej, pomimo, że dziś trochę pewne rzeczy związane z ich muzyką wywołują u mnie uśmiech, ale też nie wyobrażam sobie świata metalu bez ich muzy, sentyment robi swoje... Ich muza wciągnęła mnie w świat heavy metalu podobnie jak Black Sabbath, tylko Ironi przyszli trochę później. Pierwsze zetknięcie z ich hitami nie wyrwało mnie z butów, poznałem i tyle... Jednak dopiero po kilku latach przy klipie i singlu "The Wicker Man" poczułem ten klimat. Wydawało mi się to tak niesamowite, że normalnie wow! Następnie otrzymałem od rodziców cdka "Brave New World" i zwariowałem. Później koncert z Rio, dokładne zapoznanie się z klasykami Ironów i popłynąłem. Nie było lepszego śpiewaka niż Dickinson, nie było lepszego basisty i kompozytora niż Harris, nie było nic oprócz Iron Maiden. Wszystko gdzie była wzmianka o Ironach musiało się znaleźć w mojej kolekcji. Byłem "szalikowcem" Ironów i tyle! Dziś mamy rok 2021, od premiery "Brave New World" minęło 21 lat (!!) i moje gusta się "trochę" zmieniły. Ironów śledziłem w mniejszym lub większym stopniu cały czas. Jako zatwardziały fan byłem zachwycony "Dance Of Death", chociaż dziś uważam, że ten album to troszkę słabsza kopia "Brave New Wolrd", ale nadal wracam do niego z przyjemnością. Rozłożenie numerów na albumie było bardzo podobne, zarówno jeśli chodzi o klimat i czas trwania. "Taniec Śmierci" zawiera również jeden z najlepszych i dosyć słabo docenianych numerów Maiden - "Journeyman". Idealne zakończenie płyty, pod względem kompozycji, która nie była typowa dla IM. Pamiętam, że w jakimś wywiadzie wyczytałem nawet, że Bruce byłby za tym, aby kolejny album IM był utrzymany w takim klimacie. Jak wiemy takie coś nigdy się nie wydarzyło, a szkoda, ponieważ numer jest genialny. W trakcie fascynacji Maiden poznawałem już inne gatunki, czy to metalu, czy szeroko pojętej alternatywy i pomimo, że ich muza dalej kręciła się w mojej playliście, to ich "obraz" powoli się rozmywał na moim muzycznym horyzoncie. Moje drogi rozeszły się z nimi definitywnie po świetnym "A Matter Of Life and Death" na którym Ironi połączyli tą progresję z która "flirtowali" od lat oraz przebojowość i melodie, do których mają niesamowity talent i za którą kochają ich fani. Kolejne albumy niestety nie ruszały mnie zupełnie, wydawało mi się, że to za co ja "pokochałem" ich muzę uciekło na rzecz jakiś dziwnych "progresywnych" wycieczek. Tak, wiem, że zawsze lubili rozciągać i budować "epickie" numery, tylko, że kiedyś to było zagrane z pomysłem, a "rozciąganie" wynikało serio z wielu dobrych pomysłów. Zarówno "Final Frontier" (2010) i totalnie napompowane, nudne "Book Of Souls" (2015), wręcz przerażało mnie swoim nadmuchanym patosem. O ile z albumem z 2010 jakoś się przemęczyłem, to "Księga Dusz" była dla mnie nie do strawienia. Takie numery jak "Empire Of Clouds" z Dickinsonem "udającym" pianistę są dla mnie nie do przejścia. No i kolejne koncertówki, trasy z fajerwerkami, wnoszące tyle samo co nowe albumy studyjne... Wszystko to sprawiło, że miałem dosyć tej kapeli, a częściej odpalałem albumy z DiAnno lub Bayleyem, niż z Dickinsonem. Nie lubię bardzo czegoś w rodzaju pompy metalu symfonicznego, tego nadęcia, a niestety jak dla mnie, Ironii zaczęli się bardzo niebezpiecznie się do tego zbliżać. Przed odpaleniem "The Writing On The Wall" byłem pełny obaw. Spodziewałem się niestety kolejnych progresywnych wycieczek. Po przesłuchaniu całości miałem bardzo mieszane uczucia... Jednak im dalej w las, tym zaczynałem doceniać ten numer, a refren zainstalował się w mojej głowie chyba po trzecim przesłuchaniu. Nie był, nie jest sztucznie napompowany, nie jest "uprogresywniony" w stylu znanym z "Book Of Souls". Jest to bardziej klasyczny hard rockowy numer, w którym powróciły TE melodie. Bruce natomiast udowodnił, że pomimo ciężkiej choroby, z którą się zmagał i prawie 63 lat na karku nadal ma TEN wokal. Pojawił się nowy Eddie (mój ulubiony od czasów "Brave New World") oraz Tracklist. Patrzymy na czas trwania i znów mamy mix czasowy jak na "Dance Of Death" czy "A Matter.." i super! Myślę, że "Senjutsu" będzie utrzymany w takim właśnie klimacie, dlatego też cieszy mnie to bardzo... Bez wątpienia jedna z największych rockowych/metalowych premier tego roku... No cóż... UP THE IRONS!
Tracklist:
1. Senjutsu (8:20)
2. Stratego (4:59)
3. The Writing On The Wall (6:13)
4. Lost In A Lost World (9:31)
5. Days Of Future Past (4:03)
6. The Time Machine (7:09)
7. Darkest Hour (7:20)
8. Death Of The Celts (10:20)
9. The Parchment (12:39)
10. Hell On Earth (11:19)