FLEETWOOD MAC Rumours LP
Jest to jeden z TYCH albumów i TYCH zespołów. Podkreślam to zawsze, że dla mnie Fleetwood Mac istnieje od 1975 roku, czyli od momentu kiedy Stevie Nicks i Lindsey Buckingham zasilili szeregi tej kapeli. Wiem, wiem, okres Petera Greena, to też klasyk, ale ja niekoniecznie lubię te bluesowe zagrywki. Natomiast uwielbiam wiedźmowatość, nostalgię i przebojowy klimat ich późniejszych płyt. Albo inaczej, wszystko co stworzyli ze Stevie Nicks to dla mnie ideał muzyki pop-rockowej. Gdyby nie ona, nie mielibyśmy takich kapel jak chociażby Florence And The Machine. Jej solowe krążki, czy takie albumy FM jak „Mirage”, „Rumours” czy „Tango In The Night” to muzyczne ideały. „Tango In The Night” to dla mnie jeden z najlepszych pop-rockowych albumów ever, który pomimo upływu lat nic nie stracił ze swojej świeżości. Dziś skupimy się jednak nie na tangu, a na „Rumours”.
Jest to kanoniczny album Fleetwood Mac oraz bezdyskusyjny klasyk muzyki rockowej. To również jedna z najpiękniejszych opowieści o złamanym sercu czy utraconej miłości. Album ten stał się jednym z najbardziej osobistych wydawnictw w historii rocka. Przyczyniła się do tego sytuacja wewnątrz kapeli. Związek Stevie i Lindseya, a raczej jego koniec nadał kształt temu albumowi. Jakby tego było mało, John i Christine McVie po sześciu latach małżeństwa wzięli rozwód. Mieliśmy więc jeden zespół i dwa rozpadające się związki, dwie niespełnione miłości oraz jednego mediatora w postaci Micka Fleetwooda. Cały ten gniew i smutek został przekuty w totalny opus magnum tego zespołu. Niesamowite jest to, jak ludzie którzy ze sobą w sumie nie rozmawiali stworzyli razem arcydzieło. Ich wizje miłości, to w jaki sposób jedna i druga para przeżywała rozstanie były bardzo różne. Wszystkie te różnice można zauważyć właśnie na tym krążku. Stevie podeszła do tematu bardziej poetycko, ale też zadziornie i buntowniczo. Weźmy chociażby taki „Go Your Own Way”. Rock’n’rollowy numer, który pomimo swojego przebojowego charakteru zawiera niesamowite pokłady negatywnych emocji. Sama Stevie przyznaje, że miała problemy z wykonywaniem tego numeru na koncertach, gdyż zawsze prowadziło to do awantur z Lindsey’em za kulisami. Warto zaznaczyć, że ten album jest emocjonalną lawiną, jednak pomimo nagromadzonego tu smutku i negatywnych emocji nie traci zwiewności, przystępności i lekkości. Nie ma w tej muzie niczego dołującego, czy też przytłaczającego.
O ile Stevie i Lindsey rozstawali się w bardziej agresywny sposób, to podejście Johna i Christine to niesamowity smutek i nostalgia. Cały ten żal słychać w „Oh Daddy” czy „Songbird”. Jeśli są numery, które potrafią wzruszać, to mamy tu do czynienia z topem takiej listy. Kiedy pierwszy raz usłyszałem „Songbird”, nie znałem całej tej telenoweli, która była jego tłem. Jednak wzruszenie i intymność w nim zawarta poruszyła mnie. Jest to przepiękne pożegnanie z osobą, która była całym światem i w tym momencie pozostawia po sobie pustkę nie do wypełnienia. To w jaki sposób Christine śpiewa „And I love you, I love you, I love you” kruszy nawet najbardziej lodowate serca. W jej głosie słychać tę miłość i wspomnianą pustkę po rozstaniu z Johnem. Po latach sami muzycy mówią, że piosenki tu zawarte wielokrotnie doprowadzały ich do łez. No cóż, prawdziwe piękno przecież rodzi się w bólu... „Rumours” to dla mnie album absolutnie kultowy oraz zapis samotności i obraz złamanego serca zapisanego w nutach.
Tracklista:
A1 Second Hand News
A2 Dreams
A3 Never Going Back Again
A4 Don't Stop
A5 Go Your Own Way
A6 Songbird
B1 The Chain
B2 You Make Loving Fun
B3 I Don't Want To Know
B4 Oh Daddy
B5 Gold Dust Woman