DAVID BOWIE Heroes LP GREY
Najlepsza część berlińskiej trylogii i jednocześnie jeden z najlepszych albumów w historii muzyki. Tak, napisałem to. „Heroes” to stuprocentowy geniusz Bowiego oraz ponadczasowy album. Warto zaznaczyć, że jako jedyny z trylogii powstał w całości w Niemczech. Materiał został zarejestrowany w ekskluzywnym Hansa Studio By The Wall w Zachodnim Berlinie.
Ułożenie całego albumu jest bardzo podobne do tego z „Low". Mamy tu więc cześć elektryczną, rockową, jak i bardziej ambientowo-eksperymentalną. David w tym okresie był potężnie zafascynowany zarówno sceną elektroniczną, jak i samym brzmieniem wszelkiej maści syntezatorów. Wszystko to oczywiście odbiło się również na brzmieniu „Heroes”. Jednak we wspomnianym brzmieniu tego krążka odegrał ważną rolę również sam Berlin. Mrok tego miasta i jego zimny niepowtarzalny klimat odcisnął swoje piętno na całym brzmieniu tego albumu, a szczególnie jego drugiej części.
Wszystko rozpoczyna się mocnym tanecznym „Beauty And The Beast”. Elementy disco mieszają się z alternatywno-rockowymi motywami i sprawiają, że nie możemy usiedzieć w miejscu. Ma on w sobie klimat podobny do tego, co David jakiś czas później zrobił w „Fashion”. Tak czy inaczej, zajebisty numer, który wprowadza nas tanecznym krokiem w zawartość tego dzieła sztuki. Kolejny track, czyli „Joe The Lion” to już bardziej gitarowy jazgot. W całym tym szumie ukrywa się jednak zabójcza melodia, w której tętni potężny glamowy klimat.
Po dwóch rockowych strzałach otrzymujemy numer tytułowy. Genialny, aczkolwiek prosty numer z pięknym tekstem opowiadającym o związku ludzi, którzy żyją po dwóch stronach berlińskiego muru. Pomimo zakazów starają się spotykać i to czyni ich bohaterami jednego dnia. Piękna historia, natomiast sam tekst tego numeru towarzyszy mi przez lata. Ogólnie ta bardziej rockowa strona „Heroes” to totalny absolut. Nieważne, czy nastawimy numer tytułowy, czy genialną balladę „Sons Of The Silent Age”, to i tak trafimy na muzykę najwyższej próby, na prawdziwy muzyczny artyzm.
Warto zaznaczyć, że Bowie otoczył się na tym albumie również doskonałymi i uznanymi muzykami. Na tym krążku występuje chociażby sam Robert Fripp z King Crimson, czy też Brian Eno, z którym Bowie już współpracował przy okazji „Low”. Nic więc dziwnego, że wszystko to brzmi tak dobrze.
Idźmy jednak dalej... Strona B, czyli ta bardziej instrumentalna i eksperymentalna odsłona „Heroes” to już inny rodzaj sztuki. Tutaj bardziej czuć ten Berlin oraz wspomniane fascynacje elektroniką, czy bandami pokroju Kraftwerk. Nie jestem wielkim fanem takiego grania, ale w przypadku tego albumu, czy też „Low”, nie wyobrażam sobie innego muzycznego kolażu. Kiedy słucham chociażby „Sense of Doubt” czy „Neuköln” to wręcz widzę Davida przechadzającego się tymi szarymi berlińskimi ulicami. Niczym zwykły turysta obserwuje architekturę, ludzką codzienność i z każdym kolejnym wdechem berlińskiego powietrza czuje mocniej klimat tego miasta. Miasta, które staje się jego muzą i natchnieniem.
„Heroes” to czystej postaci geniusz oraz kanon szeroko rozumianej muzyki alternatywnej. Jest jedną spójną całością od początku do końca, a Bowie tylko kolejny raz potwierdził tym albumem, że nie był zwykłą ludzką istotą. Był dla mnie postacią nie z tego świta i geniuszem, który będzie inspirował kolejne pokolenia.
Tracklista:
A1 Beauty And The Beast
A2 Joe The Lion
A3 "Heroes"
A4 Sons Of The Silent Age
A5 Blackout
B1 V-2 Schneider
B2 Sense Of Doubt
B3 Moss Garden
B4 Neuköln
B5 The Secret Life Of Arabia