COREY TAYLOR CMF2 2LP
Slipknot to kapela, o której na przestrzeni lat napisano chyba wszystko. Dlatego nie będę nawiązywał do ich muzyki, do masek czy do pobocznych projektów Coreya, a bardziej skupię się na jego osobie. Nie ma, co ukrywać, Taylor jest ikoną współczesnego metalu i rocka. Po latach aktywności, wielu stadionowych trasach na liczniku, przyszedł czas na sprawdzenie się solo. W 2009 roku pojawiły się publicznie, pierwsze informacje o nowych planach muzyka, a niedługo potem zagrał swój pierwszy solowy koncert z coverami rockowych numerów z lat 70 i 80. Z kuluarów docierały również plotki, że stanie za mikrofonem Velvet Revolver po odejściu ze składu Weilanda. Ta wiadomość, bardzo mnie ucieszyła, zwłaszcza, że jestem wielbicielem, zarówno G N'R, jak i samego VR. Bycie wokalistą dwóch dużych zespołów, to jednak nie "rurka z kremem", więc niestety na pogłoskach się skończyło. Solowe plany mimo wszystko dalej się rozwijały.
Wielkim sukcesem okazały się koncerty akustyczne, które muzyk zagrał jeszcze przed "jedynką". Był w tym luz i niesamowita interakcja z publicznością. Podczas występów Corey wykonywał covery swoich ulubionych numerów, a na dokładkę największe hity Slipknota i oczywiście Stone Sour. Jego interpretacje zrobiły na mnie fenomenalne wrażenie. Dlatego liczyłem na to, że chociaż niektóre z nich zostaną nagrane lub zostanie wydany album koncertowy. Artysta wziął na warsztat, nie tylko przaśne rockowe numery z lat 80, ale nie pogardził też popowymi klasykami. Ten zabieg dowodził tego, jak wszechstronnym jest muzykiem, a do prac nad solowym albumem wykorzysta inspiracje z wielu źródeł. Niestety premiera nowego wydawnictwa stale się opóźniała, w związku z jego aktywnością w innych projektach.
W końcu jednak się udało! W 2020 roku w moje ręce wpadł pierwszy singiel zapowiadający "CMFT". To naprawdę bolało. "CMFT Must Be Stopped" brzmiał, jak muzyczne intro jakiegoś wrestlera, z klipem w stylu kapeli udającej Motley Crue z ostatniego okresu aktywności. Koszmar. Tańczące laski, Corey z mistrzowskim pasem na ramieniu oraz migawki ze znanymi kolegami typu Halford, Manson czy Lars z Mety. Gość wypuścił numer opowiadający o tym, jak bardzo jest fajny, do tego wszystko zostało okraszone amerykańskim przepychem w najgorszym wydaniu. Pomyślałem wówczas, jeśli cały album ma tak "wyglądać", to Taylor "must be stopped". W tym czasie magazyny pokroju "Revolver" wrzucały nieustannie artykuły o nim. Nie mam na tu myśli wysokich lotów dziennikarstwa, a bardziej "klibajtowe pisanie" w stylu plotkarskich brukowców. Pełny wątpliwości, postanowiłem jednak dać szansę płycie i poczekałem do dnia premiery.
Po przesłuchaniu całego "CMFT" byłem mocno skonsternowany. Jak z gościa, który z akustyczną gitarą potrafił stworzyć taki nastrój, że emocje ściskały gardło, przeistoczył się esencję tandety? Trudno. Najwidoczniej świetnie spełniał się w roli wokalisty, a fatalnie w komponowaniu. Nie chcę zostać źle zrozumiany i postrzegany, jako ktoś, kto nie lubi dobrej zabawy. Sam, za młodzieńczych lat, szalałem przy "Dr. Feelgood" Motley czy wznosiłem toasty w rytm przebojów Kiss, wiec mam sentyment do takiego grania, ale w przypadku "CMFT", to już zupełnie nie ten klimat. Ostatecznie pożegnałem się z solowym Coreyem, zresztą tak samo, jak z ostatnimi albumami Knota. Mimo wszystko, na koncertach nadal wypadał świetnie, a covery nadal brzmiały fenomenalnie.
Jakiś czas temu zaczęły pojawiać się newsy dotyczące drugiej "solówki" Coreya. Pełen obaw i niesmaku po pierwszym krążku, odpaliłem singiel promujący. "Beyond" okazał się zaskakująco dobrym numerem! Tym razem już bez wrestlingu czy mistrzowskich pasów, a rock n' rollowa "tandeta" była taka, jaka powinna być. Nienachalne melodie instalują się w głowie już po pierwszym przesłuchaniu. Gdyby tak brzmiał cały "CMFT" to byłbym naprawdę zadowolony. Czuć, że Corey pełnymi garściami czerpie z dokonań amerykańskiego rocka z lat 80. Okładka, jak i wkładka z "CMF2", również została utrzymana w tym klimacie, który bardzo kojarzy mi się z motywem graficznym znanym z "Reg Strikes Back" Eltona Johna. Wydaje mi się, że Taylor wyciągnął wnioski z nieudanego debiutu i przełoży się to na trzymające poziom nowe nagrania. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Tracklista:
LP1:
Strona A:
1. The Box
2. Post Traumatic Blues
3. Talk Sick
4. Breath Of Fresh Smoke
Strona B:
1. Beyond
2. We Are The Rest
3. Midnight
LP2:
Strona A:
1. Starmate
2. Sorry Me
3. Punchline
Strona B:
1. Someday I'll Change Your Mind
2. All I Want Is Hate
3. Dead Flies