CODE ORANGE The Above LP CREAM
Code Orange od lat podąża swoją artystyczną drogą. Na samym początku, za czasów Code Orange Kids można było ich zaklasyfikować jako band zapatrzony w styl Converge czy Dillinger Escape Plan. Była to muzyka dzika, pełna chaosu i połamanych rytmów, okraszona groovowym, ciężkim brzmieniem. Dziś wygląda, a raczej brzmi to zupełnie inaczej. Poznałem ten band za sprawą albumu „Forever”. Singlowy i zarazem tytułowy numer pociągnął mnie za sobą w taki sposób, że zaopatrzyłem się w CD tego zespołu tego samego dnia.
Riff toczył się niczym czołg, a wokale waliły prosto między w oczy. Po odpaleniu całego krążka jednak znalazłem tam innego faworyta świadczącego o tym, iż CO nie chce być jedynie kapelą z szeroko rozumianego hc. Mowa tu o „Bleeding the Blur”, który był osadzony w klimacie alternatywnego rocka, którego nie powstydziłoby się Sonic Youth. Jako miłośnik tej kapeli byłem kupiony w mig. Kawałek w całości zaśpiewała gitarzystka Reba Meyers, która pokazała, że nie tylko jest zdolną instrumentalistką, ale też najlepszą wokalistką w całym zespole. Harmonie wokalne tworzone przez Rebe, Jami Morgana oraz Erica Balderose idealnie ze sobą współgrają i wielokrotnie tworzą lekko odrealniony psychodeliczny klimat, jak chociażby w wieńczącym album „dream2”. Może całość nie powaliła mnie na kolana, ale zmusiła do sprawdzenia poprzednich wydawnictw. „I Am King” oraz „Love Is Love/Return to Dust” były pełnymi pasji albumami, które również przypadły mi do gustu.
Byłem ciekawy co będzie dalej. Na „Underneath” zespół wyruszył bardziej w mocno przesterowane, industrialne rejony oraz nu-metalowo-groove'owe brzmienia. Po pierwszym odsłuchu jednak nie siadło mi to do końca. Były tam perły w postaci „You and You Alone” czy „Sulfur Surrounding”, ale jakoś gubiłem się w tych wszystkich przesterach. Dziś jest trochę lepiej, dostrzegłem koncept tego szaleństwa, ale jednak „Forever” było i nadal jest mi znacznie bliższe. Bardziej podobał mi się ich pandemiczny koncert „Under The Skin” utrzymany w duchu „MTV Unplugged” Alice In Chains. Wszystkie numery zabrzmiały tu naprawdę klimatycznie, a cover „Down In A Hole” wspomnianej Alice wypadł tu bardzo klimatycznie i wzruszająco, chociażby ze względu na sytuację w której znajdował się cały świat.
Kiedy świat ruszył, ruszyło i Code Orange. Na koncerty i do studia. Pojawił się m.in. numer skomponowany jako temat muzyczny na wejście dla niestety nieżyjącego już Braya Wyatta. Reba natomiast solowo pojawiła się w numerze „Lowered” Grega Puciato z którym jest prywatnie w związku, nie tylko muzycznym. Z czasem padły hasła o nowym, pełnym albumie Code Orange. Na FB zmieniło się logo, pojawiły się zdjęcia, a po chwili nowa muzyka... Nowe numery to w pewnym sensie kontynuacja tego co słyszeliśmy na „Underneath”. Jest w tym jednak jakiś nowy kierunek. Numer nagrany w duecie z Billym Corganem, którego głos zmienia całą strukturę utworu jest naprawdę ciekawy. Jednak moim absolutnym faworytem jest najświeższy, zaśpiewany przez Rebę „Mirror”. Jest to połączenie elektroniki lat 90. z grunge’owym vibem. No i oczywiście Reba jak zwykle ze swoim wokalem wypada bezbłędnie.
No cóż, „The Above” zapowiada się jako coś naprawdę pokręconego i pomieszanego. Fani twierdzą, że przed nami najlepsze Code Orange, ja nadal nie jestem przekonany. Single pomimo swojej fajności brzmią trochę zbyt chaotycznie, oprócz „Mirror” oczywiście. Werdykt wydam w dniu premiery, w tym momencie pozostaje tylko czekać na grande finale.
Tracklista:
A1 (found footage)
A2 Never Far Apart
A3 Theatre Of Cruelty
A4 Take Shape (feat. Billy Corgan)
A5 The Mask Of Sanity Slips
A6 Mirror
A7 A Drone Opting Out Of The Hive
B1 I Fly
B2 Splinter The Soul
B3 The Game
B4 Grooming My Replacement
B5 Snapshot
B6 Circle Through
B7 But A Dream...