BEHEMOTH The Satanist 2LP
Nergal to dla jednych "kowboj" instagrama, gimnazjalny "satanista" czy osoba na siłę szukająca taniej kontrowersji. Dla innych natomiast geniusz, ikona oraz wybitny muzyk światowego formatu. Przestałem śledzić jego poczynania w mediach społecznościowych, nie ze względu na obrazę jakichkolwiek uczuć, ponieważ poglądy mamy bardzo podobne, ale dlatego, że po prostu nie jest to moja estetyka i mój "punk rock". Jako muzyk, to wiadomo - klasa. Nie spotkaliśmy się jednak tutaj, aby dyskutować o poczynaniach Nergala na instagramie, a o muzie którą robi.
Zacznę więc prosto z mostu "The Satanist", to album wybitny i bardzo ważny w historii naszej rodzimej sceny, jak i zespołu Behemoth. Pamiętam, że po związku z Dodą i całym medialnym zmieszaniem dookoła Nergala, metalowcy zaczęli ich skreślać. Nergalowi zarzucano komercjalizację, sprzedanie ideałów i całą masę bezsensownych rzeczy, o których mówią goście, którym nie idą demówki pod trzepakiem. Osobiście nie rozumiałem takiego podejścia. Skoro Adam jest metalowcem, to ma siedzieć smutny i wykradać szyszki leśnej zwierzynie? Nie kumam...
Jednak muzykę zawartą na tym albumie skumałem automatycznie. Był i uważam, że nadal jest, to najlepszy Behemoth. Albumem tym przebili nawet moją ulubioną "Theleme". Wszystko tam "siedziało"... Gitary, basy Oriona, które wreszcie pokazały, jak jest świetnym basistą, no i perkusja Zbyszka, znanego jako Inferno. Nie ukrywam, że singlowy "Blow Your Trumpets Gabriel" wydawał mi się za lekki, zbyt wolny. Może był to wynik, że oczekiwałem czegoś w stylu "Ov Fire And The Void" z równie udanego "Evangelion", a tutaj taka balladka. Wiedziałem jednak, że "nie taki diabeł straszny, jak go malują", więc byłem prawie pewny, że jest to tylko niewielka część tego albumu.
W dniu premiery odpaliłem ten krążek i kopara mi opadła. Różnorodność klimatów jakimi żonglują muzycy, w połączeniu z tym potężnym, mrocznym brzmieniem robiła piorunujące wrażenie. Do tego dochodziły genialne teksty pełne metafor, w których każdy mógł odnaleźć to, czego w tym momencie szukał. Niech przykładem tego będzie wybitny numer „In The Absence Ov Light”, gdzie z chaosu wyłania się jazzowa wstawka saksofonu, a tle Nergal recytuje fragment „Ślubu” Witolda Gombrowicza. Mega! Podobną miłością automatycznie zapałałem do "Ora Pro Nobis Lucifer" oraz ultra wściekłego "Amen". Punktem kulminacyjnym "Satanisty" był jednak epicki zamykacz o wymownym tytule "O Father O Satan O Sun". Był to numer w stylu "Lucifer" ze wspomnianego "Evangelion". Moim zdaniem ten utwór jest w pewien sposób esencją całego krążka i jego klimatu.
Warto również zwrócić uwagę na jedyny bonusowy numer na tym albumie. "Ludzie Wschodu" z repertuaru Siekiery, w wykonaniu Nergala i jego mrocznej ekipy, nie bierze jeńców! Tutaj szczególne wielkie brawa należą się Orionowi, który "zabija" swoim brzmieniem w tym kawałku. No cóż... "The Satanist" to tak jak wspominałem kawał dobrze zagranego i zaaranżowanego metalu, którym Behemoth zamknął gęby hejterom i wskoczył na sceny niedostępne dla wielu zespołów z naszego podwórka. Nie ma zresztą, co się "szczypać"... "The Satanist" to klasyk.
Tracklist:
A1 Blow Your Trumpets Gabriel
A2 Furor Divinus
A3 Messe Noire
B1 Ora Pro Nobis Lucifer
B2 Amen
B3 The Satanist
C1 Ben Sahar
C2 In The Absence Ov Light
D1 O Father O Satan O Sun!
D2 Ludzie Wschodu